Parlament Europejski przyjął akt o usługach cyfrowych. Wymusi on na internetowych gigantach, by bardziej szanowali prawa użytkowników.

Nowe unijne rozporządzenie Digital Services Act (DSA) to kolejny krok po przyjętym w grudniu 2021 r. rozporządzeniu o rynkach cyfrowych (Digital Markets Act), który ma dostosować regulacje dotyczące internetu do nowej rzeczywistości. Stare już do niej nie przystają, choćby z tego względu, że internet stał się dla wielu ludzi centrum aktywności zarówno prywatnej, jak i zawodowej. Treści publikowane na platformach internetowych coraz częściej decydują o wyborach dokonywanych przez użytkowników – począwszy od tego, co kupujemy, przez to, czy się zaszczepimy przeciwko COVID-19, na preferencjach politycznych czy światopoglądowych kończąc.
Dla big techów użytkownik jest towarem, na którym zarabiają. Sprzedają wiedzę o nim – przede wszystkim reklamodawcom, tak aby jak najlepiej dostosować przekaz marketingowy do zainteresowań. Żeby tę wiedzę posiąść, muszą śledzić aktywność internautów w sieci. Ci ostatni są dziś różnymi technikami zachęcani do klikania na zgody (przede wszystkim cookies). DSA ma to zmienić. Odmówienie zgody ma być tak samo łatwe jak jej wyrażenie. Podobnie jak jej odwołanie. Co więcej, odmowa nie może pozbawić użytkownika prawa do korzystania z platformy na „normalnych zasadach”. Zakazane zaś będzie stosowanie tzw. dark patterns, czyli praktyk nagabujących konsumentów.
Równie istotna jest inna poprawka do pierwotnego tekstu proponowanego przez Komisję Europejską. Zgodnie z nią nie wolno wykorzystywać do celów reklamowych danych wrażliwych, takich jak choćby preferencje polityczne, wyznanie czy orientacja seksualna. Choć nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę, także i to może mieć wpływ na wyświetlaną użytkownikom reklamę – na strony jakich partii czy kościołów wchodzili, czy logowali się na serwisach randkowych dla osób hetero- czy homoseksualnych. Dane dzieci nie będą zaś w ogóle mogły być wykorzystywane do celów reklamowych.
Inną zmorą dzisiejszych czasów są nieprawdziwe informacje zamieszczane przez użytkowników, zwłaszcza w mediach społecznościowych. Jak nigdy wcześniej pokazał to czas pandemii. Z tym też DSA zamierza walczyć, choćby poprzez usprawnienie procedury zgłaszania i usuwania nielegalnych (np. pomawiających, nawołujących do nienawiści wobec określonych grup) czy też po prostu nieprawdziwych treści. Dostawcy usług hostingowych po otrzymaniu powiadomienia będą musieli działać „bez zbędnej zwłoki, z uwzględnieniem rodzaju nielegalnych treści, które są zgłaszane, i pilności działań, które mają zostać podjęte”. Jednocześnie decyzje o usunięciu danych treści mają być podejmowane w sposób niearbitralny i niedyskryminujący oraz z poszanowaniem praw podstawowych.
Izba Wydawców Prasy wraz z European Magazine Media Association (EMMA) i European Newspaper Publishers’ Association (ENPA) zabiegała o wprowadzenie specjalnego bezpiecznika, który uniemożliwiłby usuwanie przez największe media społecznościowe artykułów prasowych. Stanęło na kompromisowym rozwiązaniu, zgodnie z którym duże platformy internetowe, podejmując decyzje o usunięciu treści, muszą kierować się prawami podstawowymi, w tym wolnością słowa.
Bardziej chronieni mają być też konsumenci. Widząc reklamę sklepu w największych portalach internetowych, automatycznie jej ufają. Tymczasem zdarza się, że jest to profesjonalnie wyglądający, ale jednak fikcyjny sklep internetowy. Ludzie robią zakupy, płacą, a towaru nie dostają. Dlatego też DSA nakłada na platformy internetowe obowiązek identyfikowania sprzedawców (zasada „znaj swojego klienta”).
Będą też kary, i to niemałe. Na największe platformy (docierające do ponad 10 proc. ludności UE) Komisja Europejska będzie mogła nałożyć sankcje w wysokości do 6 proc. rocznego obrotu lub nawet czasowo wykluczyć je z rynku wewnętrznego w przypadku poważnych i ciągłych naruszeń.