Wizja sprawnego, skutecznego państwa wywołuje zawsze powszechną aprobatę. Tym większą, gdy organy władzy publicznej stanowczo i konsekwentnie egzekwują obowiązujące prawo w stosunku do wszystkich adresatów: zarówno podmiotów słabszych (np. lokalnych, małych i średnich przedsiębiorców), jak i potężnych, prowadzących działalność na rynku krajowym graczy z międzynarodową afiliacją. Gorzej, gdy – tak jak w przypadku niektórych decyzji czy postępowań prowadzonych przez UOKiK – twarda postawa organu znajduje odbicie w nieprawdziwym obrazie medialnym, a za skutki tych działań faktycznie zapłacimy wszyscy.

Okoliczności towarzyszące pandemii COVID-19 stanowią prawdziwy test dla instytucji państwa i jego organów. Bezprecedensowa skala problemów spowodowanych epidemią oraz nadzwyczajny charakter wyzwań powoduje, że właśnie teraz – prawdopodobnie jak nigdy wcześniej na przestrzeni ostatnich 30 lat – potrzebujemy zarówno wyjątkowego rozsądku, jak i odwagi decydentów, które pozwolą postawić tamę rozprzestrzeniającemu się wirusowi, ale również zapobiec fali bankructw i przezwyciężyć rysujący się na horyzoncie kryzys gospodarczy.
Dotychczasowe poczynania rządzących w okresie pandemii (chaos komunikacyjny, brak dalekosiężnego planowania, dynamika nowelizacji, niska jakość legislacyjna nowych przepisów i zasadne wątpliwości co do ich konstytucyjności oraz kierunku przyjętych rozwiązań, np. selektywności i nieadekwatności wsparcia branż dotkniętych lockdownem) nie napawają przesadnym optymizmem. Cieszy jednak to, że dostrzeżono konieczność szczególnej ochrony krajowych przedsiębiorców, obowiązek wsparcia polskich firm oraz otoczenia troską lokalnego rynku pracy. Nie jest zatem przypadkiem, że wyjątkowo wiele przepisów „ustawodawstwa COVID-owego” (normujących zwolnienia od danin publicznoprawnych, dotacje i świadczenia do prowadzonej działalności gospodarczej) odnosi się do małych i średnich firm, będących oczkiem w głowie partii rządzącej.
Zniekształcony obraz
Słusznej idei pomocy krajowym przedsiębiorcom towarzyszy często upraszczający przekaz medialny, w którym przeciwstawiani są oni wielkim korporacjom o globalnym zasięgu działania. W obrazie tym nie ma miejsca na niuansowanie, dominuje czarno-biały przekaz o emocjonalnej wymowie, opowiadany w oparciu o prosty scenariusz: międzynarodowe koncerny wykorzystują przewagę kapitałową nad mniejszymi, polskimi przedsiębiorcami. W takim właśnie świetle prezentowana była niedawna aktywność prezesa UOKiK: nałożenie kary na jedną z sieci handlowych za wykorzystywanie przewagi kontraktowej i wszczęcie postępowań wyjaśniających wobec kolejnych sieci. Niezależnie od ewentualnych dyskusji dotyczących podstaw prawnych tych decyzji, do których się nie odnosimy, zasygnalizować trzeba ekonomiczny kontekst toczących się spraw, który stawia pod znakiem zapytania sensowność oraz skutki gospodarcze interwencji organu antymonopolowego.
Rynek produkcji i przetwórstwa żywności jest dziś w Polsce silnie skoncentrowany. Efektem jest stan, w którym to najwięksi dostawcy dyktują warunki nabywcom
Przypomnijmy: przepisy o przeciwdziałaniu nieuczciwemu wykorzystywaniu przewagi kontraktowej (którą ustawodawca definiuje jako „występowanie znacznej dysproporcji w potencjale ekonomicznym nabywcy względem dostawcy albo dostawcy względem nabywcy”) w obrocie produktami rolnymi i spożywczymi mają za cel poprawę sytuacji słabszych stron umów w sektorze rolno-spożywczym. Zakazane jest nieuczciwe wykorzystywanie przewagi kontraktowej – a zatem takie, które jest sprzeczne z dobrymi obyczajami i zagraża istotnemu interesowi drugiej strony, albo narusza taki interes. Problem w tym, że okoliczność „znacznej dysproporcji w potencjale ekonomicznym” nie sprowadza się wyłącznie do jednego, prostego kryterium wielkości obrotu przedsiębiorców stosowanego w praktyce przez UOKiK. Powinna obejmować także szereg innych, szczególnych oraz niepowtarzalnych (właściwych indywidualnemu i konkretnemu stosunkowi prawnemu) cech relacji pomiędzy dostawcą a nabywcą, w tym pozycje obu kontrahentów na tle danej branży oraz specyfiki ich współpracy.
Wśród tych okoliczności wskazać należy m.in.: rozpoznawalność marki, trwałość relacji przedsiębiorcy z klientami, poziom koncentracji na danym rynku (duży poziom koncentracji na poziomie producentów wpływa na ich siłę przetargową względem mniejszych podmiotów dystrybucji hurtowej czy detalicznej), kapitał własny, wysokość marży, pozycję na rynku względem konkurentów (kształtowanie cen na skutek polityki innych firm działających na rynku), a także przynależność do międzynarodowych grup kapitałowych.
Niejednolite definicje
Niezbędne wydaje się tutaj także rozstrzygnięcie kwestii wykładni pojęcia małego lub średniego przedsięwzięcia, bowiem definicje zawarte w aktach prawa powszechnie obowiązującego nie są jednolite. A może to mieć znaczenie, zwłaszcza że urząd deklaruje wsparcie dla małych, lokalnych dostawców, ale do tej kategorii wrzuca jednocześnie polskie oddziały międzynarodowych koncernów. Diabeł tkwi w szczegółach, a więc badanie spełnienia przesłanki znacznej dysproporcji w potencjale ekonomicznym ograniczone do formalistycznej konfrontacji jednego, liczbowego kryterium prowadzić może do błędnych wyobrażeń na temat stanu faktycznego, a w konsekwencji do decyzji szkodliwej społecznie.
Z kolei w kwestii nieuczciwego wykorzystywania przewagi kontraktowej zasadne jest wnikliwe zbadanie polityki stosowania tzw. retro rabatów, powszechnej praktyki w obrocie gospodarczym. Z materiałów prasowych i komunikatów samego urzędu można wywnioskować, że nie akceptował on argumentacji wskazującej na to, że zawarcie umowy określającej rabaty ex post potwierdzało jedynie wcześniejsze ustalenia ustne lub mailowe, poprzedzające dokonywane dostawy. Jeśli tak rzeczywiście było, to budzi zdziwienie, gdyż podważałoby to możliwość ustalania w ten sposób (np. drogą mailową) przez przedsiębiorców warunków współpracy w ramach obrotu profesjonalnego, co we współczesnym obrocie prawnym jest przyjętą praktyką, znajdującą dodatkowo uzasadnienie w kodeksie cywilnym.
Co wynika ze sformułowanych wyżej uwag? Okazuje się po pierwsze, że przypadku dużych zagranicznych sieci handlowych nie można porównywać z sytuacją rodzimych sieci typu franczyzowego – ponieważ są one faktycznie, wbrew lansowanemu również przez przedstawicieli urzędu obrazowi zagranicznych koncernów wyzyskujących lokalnych dostawców, zwłaszcza krajowych rolników, formą organizowania się małych polskich przedsiębiorców właśnie po to, by częściowo zniwelować przewagę dostawców. Po drugie, rynek produkcji i przetwórstwa żywności jest dziś w Polsce silnie skoncentrowany (szacuje się, że w większości kategorii produktów spożywczych dominuje od trzech do pięciu przedsiębiorców, którzy kontrolują 80–90 proc. produkcji, przy niskim udziale polskiego kapitału w sektorze spożywczym). Efektem jest stan, w którym to najwięksi dostawcy dyktują warunki nabywcom.
Zapłacą klienci
Wynika też z tego ryzyko, że ewentualna kara nałożona przez prezesa UOKiK na sieć dotknie finalnie tysiące pojedynczych sklepów należących do sieci franczyzowej, czyli małych, polskich przedsiębiorców oraz, w następnej kolejności, uderzy w ich klientów. Rozstrzygnięcie takie prowadziłoby zresztą do kolejnego ekonomiczno-społecznego paradoksu: wzmocnienia pozycji największych, zagranicznych sieci detalicznych względem lokalnych konkurentów. Warto poważnie rozważyć zasygnalizowane powyżej wątki, by ostatecznie ofiarami modnej polityki „zwalczania nieuczciwych praktyk zagranicznych korporacji” nie stali się rodzimi mali i średni przedsiębiorcy.©℗
Autorzy nie reprezentują żadnej z ukaranych przez prezesa UOKiK firm