Rzecznik generalny Maciej Szpunar w swojej opinii z 2 października 2025 r. w sprawie C-496/24 dotyczącej opłat reprograficznych użył porównania, które niewątpliwie wejdzie do historii orzecznictwa. Stwierdził mianowicie, że instytucje odpowiedzialne za pobór opłaty reprograficznej w Niderlandach uległy pokusie rozszerzania zakresu wyjątku dotyczącego kopiowania na użytek prywatny poza granice wyznaczone przepisami i celem ich wprowadzenia. „Gdy się trzyma młotek, wszystko wygląda jak gwóźdź” – stwierdził. Ta metafora trafnie oddaje nastawienie wielu organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi (OZZ) do kwestii opłaty za kopiowanie na użytek prywatny – nie tylko w Niderlandach, lecz także w Polsce.
Co to właściwie jest opłata reprograficzna?
Podstawą prawną naliczania opłat jest art. 5 ust. 2 lit. b) dyrektywy 2001/29/WE, który przewiduje, że państwa członkowskie mogą dopuścić kopiowanie utworów na własny, niekomercyjny użytek osoby fizycznej, pod warunkiem zapewnienia twórcom godziwej rekompensaty, z uwzględnieniem stosowania środków technologicznych do ochrony utworów. Rekompensata ta ma na celu zadośćuczynienie autorom za to, że mogą wystąpić sytuacje, gdy uprawniony nie może kontrolować tego, co dzieje się z egzemplarzem jego utworu i traci wskutek tego prawo do wynagrodzenia, które normalnie by otrzymał. Autor nie może np. sprawdzić, czy kupiona przez nas płyta nie jest przegrywana na inne nośniki, pliki kopiowane, a książki kserowane.
Oznacza to także, że gdy uprawnieni mają pełną kontrolę nad utworami, nie ma potrzeby pobierania opłaty. Jest ona uzasadniona jedynie wtedy, gdy użytkownicy mogą korzystać z urządzeń do zwielokrotnienia utworów i sporządzać przy ich pomocy samodzielnie kopie utworów do prywatnego użytku.
Sprawa holenderska: streaming offline
Sprawa rozpatrywana przez TSUE dotyczyła próby objęcia opłatą reprograficzną tzw. offline streaming copies, czyli kopii utworów tworzonych przez dostawców usług streamingu (takich jak Spotify czy Netflix) w pamięci urządzenia użytkownika. Usługa taka polega na tym, że abonent usługi streamingu na żądanie może wybrać niektóre z dostępnych w katalogu utworów i korzystać z nich bez dostępu do sieci. Usługodawca tworzy wtedy kopie wybranych utworów w określonej części pamięci urządzenia abonenta. Kopia ta jest zaszyfrowana w taki sposób, że abonent może korzystać z utworu, z reguły wyłącznie za pomocą aplikacji usługodawcy, natomiast nie ma możliwości dysponowania tą kopią, tzn. nie może zmienić jej lokalizacji, samowolnie przenieść jej na inne urządzenie lub inny nośnik ani utworzyć dalszych kopii.
Rzecznik generalny Maciej Szpunar stanowczo odrzucił możliwość objęcia takich kopii wyjątkiem dotyczącym kopiowania na użytek prywatny. Zwielokrotnienia, do których dochodzi w ramach tej usługi, nie można uznać za dokonywane przez abonentów, lecz przez usługodawcę. W rezultacie abonent otrzymuje tylko dostęp do utworzonej dla niego kopii – sam jej nie tworzy i nie może jej stworzyć.
Dzięki zastosowanym środkom technologicznym dostawcy usługi streamingu, występujący w imieniu uprawnionych z tytułu praw autorskich jako ich licencjobiorcy, zachowują kontrolę nad zwielokrotnianiem utworów udostępnianych w postaci kopii offline. Środki te nie służą więc ochronie przed przekraczaniem przez użytkowników granic wyjątku przewidzianego w art. 5 ust. 2 lit. b) dyrektywy 2001/29, lecz uniemożliwieniu im samego korzystania z tego wyjątku poprzez zwielokrotnianie utworów bez zgody podmiotów praw autorskich.
Polski kontekst: ignorowanie linii orzeczniczej TSUE
Również w Polsce wiele zainteresowanych podmiotów „trzymających młotek” widzi wokół same gwoździe. Dobrym przykładem jest trwająca aktualnie dyskusja na temat rozszerzenia listy urządzeń i nośników objętych omawianą opłatą. W jej ramach OZZ próbują maksymalnie rozszerzać zakres wyjątku, którego ona dotyczy, na sytuacje, które z dozwolonym użytkiem prywatnym nie mają wiele wspólnego. Mówią one zatem o smartfonach czy nawet smartwatchach jako narzędziach do potencjalnego kopiowania utworów, przemilczając to, że w rzeczywistości te urządzenia służą głównie do korzystania z serwisów streamingowych, w ramach których takie kopie są wykonywane przez uprawnionych, a nie przez użytkownika. Żeby się o tym przekonać, nawet nie trzeba badań – wystarczy wsiąść do podmiejskiego pociągu i zobaczyć, co wyświetla się na ekranach smartfonów współpasażerów.
Zresztą skala działań, które można by śmiało porównać do owego szukania gwoździ, skoro mamy młotek w dłoni, jest znacznie większa. Polskie OZZ gremialnie ignorują orzecznictwo TSUE, które wskazuje, że pobieranie opłat od sprzętu przeznaczonego do celów oczywiście niezwiązanych ze sporządzaniem kopii na użytek prywatny jest sprzeczne z dyrektywą 2001/29/WE (wyrok Padawan i inne). Oznacza to, że opłacie powinno podlegać nie każde wprowadzenie na rynek urządzenia czy nośnika, lecz jedynie takie, w którego przypadku występuje domniemanie, że sprzęt będzie używany do celów zwielokrotniania na użytek prywatny. Tymczasem nasze OZZ uważają, że skoro polskie przepisy milczą na ten temat, to opłatę należy naliczyć i pobrać od każdej transakcji.
Na rozstrzygnięcie Trybunału Sprawiedliwości UE czeka już kolejna sprawa dotycząca pytań prejudycjalnych zadanych przez sąd niemiecki (C-822/24 bluechip). Sąd ten już nawet nie próbuje pytać, czy od transakcji sprzedaży urządzeń na rzecz przedsiębiorców trzeba pobierać opłatę, uznając to zagadnienie za oczywiste i już rozstrzygnięte. Zastanawia się jedynie, jaki powinien być model rozliczeń w przypadku takiej sprzedaży. Czy wówczas opłatę trzeba pobrać, a następnie zwrócić po przedstawieniu dowodu, że wykorzystywanie sprzedanych urządzeń i nośników do sporządzania kopii na użytek prywatny wydaje się wykluczone lub nieprawdopodobne ponad niewielką miarę (model ex post). A może obowiązek uiszczenia opłaty w ogóle nie powstaje, skoro urządzenie jest towarem dostarczanym użytkownikowi końcowemu, który w sposób oczywisty nie będzie używał urządzeń do prywatnego kopiowania, bo jest przedsiębiorcą (tzw. model ex ante stosowany np. w Austrii)?
Chmury nad polskimi OZZ
Jestem ciekaw, jak zareagują polskie OZZ na wyrok TSUE w tej sprawie. Korzystny dla nich klimat powoli się zmienia, w tym za sprawą wyroku w sprawie Reprobel (C-230/23) z 14 listopada 2024 r. Wyrok ten potwierdził, że organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi mogą mieć status podmiotów państwowych w rozumieniu prawa UE, co umożliwia bezpośrednie powoływanie się wobec nich na przepisy dyrektywy. TSUE orzekł, że OZZ może być uznana za taki podmiot, jeśli spełnia dwa warunki:
- pobór opłaty i jej podział zostały jej powierzone przez państwo i
- ma specjalne uprawnienia wykraczające poza te, które wynikają ze zwykłych zasad stosowanych w stosunkach między osobami prywatnymi.
Wobec takich OZZ można powoływać się na bezpośredni skutek przepisów dyrektywy 2001/29/WE, a w szczególności art. 5 par. 2 lit. b) regulującego opłaty reprograficzne. Warunki te spełnione są także w przypadku polskich OZZ – ich uprawnienie do pobierania opłat wynika wprost ze wskazania w rozporządzeniu przez właściwego ministra, a one same mają specjalne uprawnienia wynikające z ustawy o zbiorowym zarządzaniu prawami autorskimi i prawami pokrewnymi, takie jak np. roszczenie informacyjne.
TSUE przypomniał także, że sądy krajowe mogą i muszą odmówić stosowania krajowych przepisów niezgodnych z przepisem prawa Unii mającym bezpośrednią skuteczność, bez konieczności oczekiwania na ich uchylenie przez ustawodawcę.
Co dalej z opłatą reprograficzną?
Opinia rzecznika generalnego powinna stanowić ostrzeżenie dla polskich OZZ i ustawodawcy. Rozszerzanie zakresu opłaty za kopiowanie na użytek prywatny na sytuacje, w których uprawnieni zachowują pełną kontrolę nad utworami i czerpią z ich eksploatacji normalne dochody, jest nie tylko sprzeczne z prawem unijnym, ale także niesprawiedliwe wobec konsumentów. Inicjatywa rozszerzenia listy urządzeń podlegających opłacie pomija także całkowicie interesy przedsiębiorców, z których wielu płaci opłaty za transakcje sprzedaży urządzeń na rzecz przedsiębiorców, a które zgodnie z prawem unijnym opłacie podlegać nie powinny.
Nie ulega wątpliwości, że reforma systemu opłat za kopiowanie na użytek prywatny powinna opierać się na rzetelnych badaniach dotyczących rzeczywistej skali kopiowania utworów przez użytkowników oraz wysokości szkody ponoszonej przez uprawnionych. Obecnie jednak nikt nie jest zainteresowany przeprowadzeniem takich badań, więc dyskusja na temat zmian w przepisach prawa opiera się głównie na argumentacji politycznej i ma na celu zwiększenie dochodów OZZ z tytułu opłaty.
Prawo autorskie nie powinno być młotkiem służącym do wbijania gwoździ tam, gdzie ich nie ma. ©℗