Rozsiani po świecie dawni współpracownicy Andrzeja Wajdy wspominają w osobistym tonie zmarłego w niedzielę w wieku 90 lat reżysera jako człowieka do końca tak witalnego i snującego liczne plany, że - zdawałoby się - nieśmiertelnego.

„Nie mogę dojść do siebie, wciąż jestem w szoku. Wydawało mi się, że Wajda będzie wieczny” - powiedziała PAP mieszkająca od lat w USA Krystyna Stypułkowska, która zagrała główną rolę kobiecą w filmie „Niewinni czarodzieje”, kameralnym dramacie psychologicznym o polskiej „złotej młodzieży” w popaździernikowym PRL.

„To był niezwykły człowiek. Wywarł ogromny wpływ na moje pokolenie, zresztą nie tylko na moje, najbardziej poprzez +Popiół i diament+. Na świecie często od filmów Wajdy ludzie zaczynają się uczyć o Polsce. Jako reżyser był bardzo miły we współpracy. Na planie nigdy nie przeklinał i kiedy raz się zdenerwował i krzyknął, wszyscy byli tak zdumieni, że zapanowała cisza. Miał wielkie poczucie humoru. Żeby mnie wprowadzić w rolę, zabierał mnie na różne filmy” - wspomina aktorka.

Występ w „Niewinnych czarodziejach” był dla Stypułkowskiej debiutem. Dwa lata po premierze filmu, w 1962 roku, wyemigrowała do Włoch, a później przeprowadziła się do USA. W Waszyngtonie uczy polskiego amerykańskich dyplomatów. „Ilekroć Wajda przyjeżdżał do USA i spotykał się ze mną, zawsze był czarujący, pełen energii i opowiadał o swoich nowych planach. Trudno uwierzyć, że już nie żyje” - mówi.

Zbigniew Kamiński, autor takich nagrodzonych filmów jak „Pani Bovary to ja” i „Rytm serca”, napisał scenariusz do „Panien z Wilka”, filmowej adaptacji opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza, za którą Wajda w 1979 roku dostał nominację do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny.

„Zostałem reżyserem dzięki Wajdzie. W szkole w Łodzi zrobiłem jedną z trzech nowel filmu +CDN+, zatytułowaną +Lekcja miłości+. Nikt się nią nie interesował, tylko Wajda bronił jej na kolaudacji. Dostałem za ten film dyplom z wyróżnieniem. Wajda podszedł do mnie i powiedział: +Witam pana jako swojego kolegę w naszym zawodzie+. To było coś staromodnie pięknego, na zawsze utkwiło mi w pamięci. Potem zrobił mnie drugim reżyserem w +Smudze cienia+. Nie dla siebie, tylko dla mnie żebym się wciągnął w zawód” - mówi PAP Kamiński, który na początku lat 80. wyjechał do USA. Obecnie dzieli swój czas między USA i Polskę, gdzie produkuje i reżyseruje seriale telewizyjne.

Kamiński podkreśla, że Wajda zawsze otaczał opieką i popierał młodych adeptów sztuki filmowej. „Dla młodych w Polsce próba startu w zawodzie była męczarnią. Nikt cię nie chciał, nikt nie dostrzegał. A tu Wajda dzwoni: +Tworzę zespół filmowy X, czy chce pan dołączyć?+ Oczywiście się zgodziłem. Wajda dawał młodym szansę. Jego zespół skupiał reżyserów z ówczesnego młodego pokolenia” - powiedział Kamiński.

„Dwa miesiące temu znowu się z nim spotkałem. Mówi mi: +napisz scenariusz o konflikcie w rodzinie+. Przypomniał mój +Rytm serca+. Powiedziałem, że obawiam się, żeby nie popaść w publicystykę. On na to: +nie szkodzi+. Chodziło mu o metaforę politycznego konfliktu w Polsce” - wspomina reżyser. Do realizacji tego pomysłu już nie doszło. „To był dla mnie facet, który żyje wiecznie” - powiedział Kamiński.

Filmy Wajdy były czterokrotnie nominowane do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny („Ziemia obiecana”, „Panny z Wilka”, „Człowiek z żelaza” i „Katyń”). W 2000 roku otrzymał nagrodę Amerykańskiej Akademii Filmowej za całokształt twórczości.

„Był jednym z największych reżyserów w historii kina, a także ciepłym i pełnym elegancji człowiekiem. Jego +Popiół i diament+ umiejscowił polskie kino na światowej mapie. Krytycy i środowiska akademickie w USA uważają Wajdę za niezrównanego mistrza sztuki filmowej” - powiedziała PAP filmolożka z Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku, Annette Insdorf.

Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski (PAP)