Do współpracy w celu odsunięcia od władzy Fideszu wezwała w niedzielę na wiecu w centrum Budapesztu opozycyjna partia Dialog na rzecz Węgier. W zorganizowanym przez nią zgromadzeniu, które odbywało się bez zgody władz, wzięło udział kilkaset osób.

„Musimy poszukać we wszystkich miejscowościach odważnych węgierskich kandydatów na posłów, którzy nie chcą żywić się na reżimie Orbana, tylko pragną rzeczywistej zmiany.(…) Dlatego my, przedstawiciele partii, zwracamy się dziś do partii należących do demokratycznej opozycji o niezwłoczne rozpoczęcie przygotowań do prawyborów” – oświadczyła na placu Kossutha przy gmachu parlamentu współprzewodnicząca partii Timea Szabo.

Jak podkreśliła, rządzący Fidesz uda się pokonać tylko wtedy, gdy we wszystkich jednomandatowych okręgach wyborczych wystartuje obok przedstawicieli partii rządzących tylko jeden kandydat opozycji.

Wyraziła też przekonanie, że jeśli w następnych wyborach parlamentarnych w 2018 roku nie uda się pokonać ekipy premiera Viktora Orbana, „to nasza ojczyzna na dziesiątki lat może się zamienić w miejsce bez nadziei”.

W niedzielę odbywa się na Węgrzech referendum, w którym obywatele mają odpowiedzieć na pytanie: "Czy chce Pan/Pani, by Unia Europejska mogła zarządzić, również bez zgody parlamentu, obowiązkowe osiedlanie na Węgrzech osób innych niż obywatele węgierscy?".

Jak powiedział PAP drugi współprzewodniczący partii, Gergely Karacsony, wiec zorganizowano specjalnie w przypadający w niedzielę Międzynarodowy Dzień bez Przemocy. „Nas nie interesuje referendum Orbana. Oczywiście żałujemy, że kampania referendalna podgrzała na Węgrzech nastroje. My chcielibyśmy je uspokoić. Chcemy budować politykę pozbawioną przemocy, o to chodzi w naszej akcji" - wyjaśnił.

Wiec przed parlamentem pod hasłem „Obrońmy wolne od przemocy Węgry!” odbył się mimo zakazu zgromadzenia w pierwszej instancji, wydanego przez Narodowy Komitet Wyborczy (NVB). NVB uznała wiec za zgromadzenie wyborcze.

Obecni na wiecu Węgrzy mówili PAP, że nie głosowali. „Moim zdaniem to nie jest prawowity rząd, nie chcę brać udziału w żadnych akcjach organizowanych przez Orbana” – uzasadnił starszy mężczyzna. Według starszej kobiety referendum służy tylko umocnieniu władzy Fideszu, który chce w ten sposób zwiększyć swoje poparcie.

Aby referendum było ważne, ważny głos musi w nim oddać co najmniej 50 proc. uprawnionych do głosowania.

Opublikowany w sobotę sondaż Instytutu Publicus wykazał przytłaczającą przewagę osób chcących udzielić odpowiedzi przeczącej na stawiane w referendum pytanie. Wśród respondentów zdecydowanych wziąć udział w referendum aż 74 proc. zamierzało zagłosować na „nie”, tylko 5 proc. na „tak”, 3 proc. chciało oddać głos nieważny – o co apelowała część opozycji – a 18 proc. jeszcze nie wiedziało, jak zagłosuje.

Z Budapesztu Małgorzata Wyrzykowska (PAP)