Politycy starali się w Bratysławie mówić o tym, co ich łączy. Ale podziały między Północą i Południem oraz Wschodem i Zachodem i tak było widać.
Celem piątkowego nieformalnego szczytu Unii Europejskiej w Bratysławie było zastanowienie się nad jej przyszłością wobec brytyjskiej decyzji o wyjściu z UE i zademonstrowanie jedności pozostałych 27 państw. Ale mimo iż unijni przywódcy unikali trudnych tematów, wrażenie harmonii i istnienia planu na przyszłość znikło jeszcze zanim wyjechali ze stolicy Słowacji.
Przed rozpoczęciem spotkania, które odbywało się na bratysławskim zamku, ale w także w bardziej nieformalnej atmosferze na płynącym po Dunaju statku, szef Rady Europejskiej Donald Tusk wzywał do „brutalnej szczerości”, prezydent Francji Francois Hollande mówił, iż „musimy zmierzyć się z prawdą”, a niemiecka kanclerz Angela Merkel ostrzegała, że Unia znajduje się w krytycznej sytuacji.
Zarówno oni, jak i wszyscy pozostali politycy zapewniali jednak, że Brexit nie oznacza, że europejski projekt przestał być atrakcyjny. Mówili też, że wyjście Wielkiej Brytanii może uczynić Unię silniejszą niż kiedykolwiek. Konkretów na temat tego, jak mają zamiar od tego doprowadzić, raczej nie było.
„Zobowiązaliśmy się w Bratysławie do przedstawienia w nadchodzących miesiącach naszym obywatelom wizji atrakcyjnej Unii Europejskiej, której mogliby ufać i którą mogliby wspierać. Jesteśmy pewni, że mamy wolę i zdolność, by to osiągnąć. (...) Przed nami jest wiele wspólnych wyzwań: ludzie są zaniepokojeni tym, co jest postrzegane jako brak kontroli. Mają obawy związane z migracjami, terroryzmem i brakiem bezpieczeństwa ekonomicznego i socjalnego” – napisano w deklaracji końcowej. Owszem, w dokumencie znalazło się zdanie, iż taki niekontrolowany napływ imigrantów jak w zeszłym roku nie może nigdy się powtórzyć i nawet wskazano kilka szczegółowych działań, jak: realizacja umowy migracyjnej zawartej z Turcją, wzmocnienie granicy bułgarsko-tureckiej i pozostałych granic zewnętrznych UE czy osiągnięcie do końca roku pełnej zdolności operacyjnej przez europejską straż graniczną, ale zdecydowanie więcej w nim ogólników. Zresztą unijni przywódcy nie ukrywali tego, iż deklaracja jest rodzajem mapy drogowej, a bratysławskie spotkanie to dopiero początek procesu wytyczania kierunku Unii. Następnym etapem ma być podobne spotkanie na Malcie na początku przyszłego roku, zaś podsumowanie nastąpi w marcu w Rzymie przy okazji obchodów 60-lecia Wspólnot Europejskich.
– Wyjeżdżam z tego szczytu z satysfakcją, dlatego że udało się uzgodnić to, na czym zależało Polsce. Przede wszystkim chodziło o to, żeby proces reform się rozpoczął; żebyśmy nie zakończyli tego dzisiejszego spotkania tylko tym, że spotkamy się, porozmawiamy, ale będzie agenda polityczna, która w następnych miesiącach będzie realizowana przez UE. I tak się stało – oświadczyła premier Beata Szydło na konferencji prasowej po zakończeniu obrad.
Choć w Bratysławie nie poruszano kwestii, w których trudno o jednomyślność – np. rozdziału uchodźców, oszczędności budżetowych czy polityki wobec Rosji – na dowody, że Unia jest mocno podzielona, nie trzeba było długo czekać. Jako pierwszy przypomniał o tym premier Włoch Matteo Renzi. – Nie mogę wziąć udziału w konferencji prasowej z Merkel i Hollande’em, skoro nie zgadzam się z ich stanowiskiem w sprawie imigracji i gospodarki – powiedział. Dodał, że zawarte w deklaracji zwroty na temat imigracji są żonglerką słowną, która ignoruje rzeczywistość, narzekał na brak pomysłów na ożywienie gospodarcze, a nawet wytknął Niemcom, że ich powiększająca się nadwyżka handlowa jest przyczyną problemów krajów południowej części kontynentu. Trudno odmówić mu racji, bo w związku z tym, że unijne kraje coraz szczelniej zamykają granice – także te pomiędzy sobą – Włochy znów stają same w obliczu problemu migracyjnego (do tego kraju przybywa ok. 150 tysięcy migrantów rocznie), a fakt, że istnieje głęboki podział między północą i południem Unii w kwestii polityki gospodarczej też jest niezaprzeczalny. Renzi od dłuższego czasu wzywa do poluzowania zasad dyscypliny budżetowej, argumentując, iż jest to konieczne dla pokonania wieloletniej stagnacji, w której tkwi włoska gospodarka, ale bez rezultatu.
W sobotę o tym, że linii podziałów jest więcej, przypomniał premier Słowacji Robert Fico, który oświadczył, że Grupa Wyszehradzka może zawetować umowę UE z Wielką Brytanią, jeśli nie będzie ona gwarantowała swobody do podejmowania w pracy w tym kraju po Brexicie. – V4 będzie bezkompromisowa. O ile nie będzie gwarancji, że ludzie pracujący w Wielkiej Brytanii są równo traktowani, będziemy wetować każdą umowę między UE a Wielką Brytanią – zapowiedział Fico. Zarówno Tusk, jak i szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker zapewniają, że swoboda przepływu osób musi pozostać, ale część państw z zachodniej Europy gotowa jest tu do ustępstw wobec Londynu, a nawet sama by chętnie wprowadziła pewne ograniczenia.
Deklaracja końcowa to rodzaj mapy drogowej dla całej Unii