Postanowienia szczytu Sojuszu Północnoatlantyckiego w Warszawie nie stanowią "prowokacji" ani złamania danych Rosji zobowiązań - podkreślali w piątek b. sekretarz stanu USA Madeleine Albright i polski minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski.

Szef MSZ oraz Albright zabrali głos podczas Forum Eksperckiego, które towarzyszy warszawskiemu szczytowi NATO. Organizatorami i partnerami forum ekspertów są: PISM, GLOBSEC, Atlantic Council, Centre for Strategic and International Studies i German Marshall Fund. Forum jest poświęcone roli NATO we współczesnym świecie, w tym - jego roli w Europie środkowo-wschodniej oraz relacjom NATO z Rosją.

Szef polskiej dyplomacji podkreślił w swoim wystąpieniu, że Moskwa nie jest konstruktywnym graczem na arenie międzynarodowej. Przekonywał o konieczności odrzucenia "myślenia życzeniowego o pragmatycznej współpracy z Rosją - tak długo, jak Rosja będzie najeżdżać terytoria naszych sąsiadów".

"Abchazja, Południowa Osetia, Górski Karabach, Krym, Donbas i b. Jugosławia - to długa lista rejonów konfliktu, które powstały po 1991 r. Żaden z tych konfliktów nie został rozwiązany przy wsparciu Rosji” - zwrócił uwagę Waszczykowski. "Osiągnięcie pokoju i stabilności w danym regionie osłabia wpływy Moskwy, której wartości i cele są niepodobne do naszych. Jest to eksporter destabilizacji i coraz częściej zauważamy, że jesteśmy na przeciwległych biegunach, gdy przychodzi do rozwiązywania konfliktów" - wskazał szef MSZ.

"Rosja nie została oszukana przez Zachód. Nikt Rosji nie obiecywał imperialnej dominacji nad terytorium swoich sąsiadów" - podkreślił.

Waszczykowski zwrócił też uwagę na dysproporcje pomiędzy działaniami Rosji, m.in. w Syrii, a formułowanymi przez nią oczekiwaniami wobec NATO. "Kreml uważa swoją interwencję w Syrii za swoje suwerenne prawo i podejmuje ją bez konsultacji z NATO. Jednocześnie Rosja odbiera nam prawo do ćwiczeń wojskowych na własnym terytorium, zgodnych z umowami o bezpieczeństwie pomiędzy naszymi krajami, w obliczu wyzwań, które sama Rosja wywołuje" - mówił.

Szef MSZ zaznaczył jednocześnie, że Rosji oferowano szeroką współpracę z instytucjami zachodnimi, m.in. poprzez członkostwo w Radzie Europy i G8 oraz dialog z UE i NATO. "Niestety Rosja obrała inną drogę, nasze wysiłki nie uzyskały wzajemności ze strony Rosji, wręcz przeciwnie, spotkaliśmy się z kolejnymi nierozsądnymi żądaniami, nieufnością, konfrontacyjnością" - zauważył.

O tym, że Pakt Północnoatlantycki nie prowokuje w żaden sposób Rosji przekonywała w swoim wystąpieniu Albright.

B. szefowa amerykańskiej dyplomacji odniosła się do obaw, że zaplanowane decyzje szczytu NATO "stanowią potrząsanie szabelką, że możemy w jakiś sposób sprowokować Władimira Putina inwestując w Sojusz". Przed "podgrzewaniem atmosfery" w stosunkach NATO-Rosja i ograniczeniem się do strategii odstraszania i "wymachiwania szabelką" przestrzegał w czerwcowym wywiadzie dla "Bilda" szef MSZ Niemiec Frank-Walter Steinmeier.

"Moja odpowiedź jest taka, że Putin nie wymaga prowokowania, ponieważ to on jest prowokatorem. Więc zamiast wpadać w pułapkę propagandy, że nasze decyzje w Warszawie byłyby niemądre, myślę, że znacznie trudniej będzie sprowokować Putina, jeśli NATO będzie silne i zjednoczone, uniemożliwiając wszelkie jego działanie na lądzie, w powietrzu i na wodzie, a także w cyberprzestrzeni" - podkreśliła Albright.Jak dodała, Sojusz powinien w tym kontekście "patrzeć nie tylko na Wschód, lecz również na południowy Wschód". Opowiedziała się w szczególności za wzmocnioną współpracą marynarek krajów NATO na Morzu Czarnym oraz "spoglądaniem w kierunku Arktyki". Jej zdaniem Arktyka jest regionem, gdzie "możemy współpracować z Rosją, ale gdzie również powinniśmy bronić się przed konfliktem".

"Powinniśmy podejmować takie kroki tak długo, jak Rosja podtrzymuje swoją agresywną postawę. Ale powinniśmy jednocześnie być otwarci na komunikację poprzez mechanizmy takie, jak Rada NATO-Rosja, uznając, że taka komunikacja musi funkcjonować w obu kierunkach" - przekonywała b. sekretarz stanu USA.Albright zaznaczyła jednocześnie, że cele Sojuszu pozostają defensywne, zasoby NATO nie są skierowane przeciwko żadnemu konkretnemu krajowi. "I nie uważamy żadnego narodu za naszego wroga" - dodała.

Odnosząc się do polityki prowadzonej przez prezydenta Władimira Putina b. szefowa dyplomacji USA oceniła, że Rosja "została po raz kolejny zdradzona przez swoich przywódców". "Poprzez nielegalne działania Władimir Putin przypomniał nam, że liderzy są najbardziej niebezpieczni, kiedy tworzą swoją własną rzeczywistość. Jego poglądy są pełne fikcji i zmierza on do podziału naszego Sojuszu. Dlatego też staramy się go zbić z tej drogi" - wyjaśniła.

Albright zwróciła w tym kontekście uwagę, że Rosja "pogwałciła prawo międzynarodowe na Ukrainie, prowokując członków NATO swoją retoryką i działaniami skierowanymi przeciwko Sojuszowi".

"Obecne zadanie polega na tym, aby przejść od wzmacniania bezpieczeństwa do odstraszania, tak aby Rosja zauważyła, że jej działania przynoszą długofalowe efekty, i że nasza determinacja i nasze zdolności obronne nie powinny być nigdy testowane" - podkreśliła.

"Kamień milowy na tej drodze" stanowić będzie - zdaniem Albright - decyzja o rozlokowaniu na flance wschodniej czterech batalionów NATO pod przywództwem Kanady, Niemiec, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. "Po tym szczycie będziemy mogli przekazać Rosji silny komunikat, że jesteśmy gotowi odpierać rosyjską agresję na tym kontynencie; odnosi się to do zachowań Kremla, a nie społeczeństwa rosyjskiego" - powiedziała.

B. sekretarz stanu przywołała również w tym kontekście działania administracji prezydenta USA Baracka Obamy związane z zainwestowaniem ponad 3 mld dolarów w zwiększanie zdolności obronnych krajów Europy wschodniej. "W 2015 r. mieliśmy do czynienia z największym wzrostem wydatków zbrojeniowych od wielu lat, co wysyła komunikat jedności zarówno wobec naszych społeczeństw, jak i wobec Rosji" - oceniła.

Zarówno Albright, jak i Waszczykowski opowiedzieli się też w swoich wystąpieniach za podtrzymaniem przez NATO na warszawskim szczycie polityki otwartych drzwi oraz za ścisłą współpracą z krajami aspirującymi do członkostwa - w tym z Gruzją, Mołdawią i Ukrainą.

Szef polskiego MSZ zwracał ponadto uwagę na różnice pomiędzy skutkami obecności na danym terytorium NATO i sił rosyjskich. Wskazał w tym kontekście m.in. na sukces, jaki odniosły - jego zdaniem - prowadzone przez Sojusz misje stabilizacyjne na zachodnich Bałkanach.

"Jeśli porównamy dzisiejszą sytuację w Europie środkowej i na zachodnich Bałkanach z obszarem post-sowieckim (...), to różnice są diametralne" - podkreślił. Jak zauważył, zachodnie Bałkany stały się stabilne, a wszystkie kraje regionu aspirują do członkostwa w UE.

"Z tego punktu widzenia sytuacja w Gruzji, na Ukrainie, w Mołdowie, Azerbejdżanie, Armenii różni się w sposób istotny, ponieważ rosyjska obecność jest tam trwała. Rzekomo służy ona utrzymywaniu pokoju, a tak naprawdę podtrzymuje pozostałości geopolitycznego obszaru wpływów tego kraju. Nie możemy zgodzić się na obecność wojskową Rosji na jakimś terytorium wbrew suwerennej woli tego państwa - tak jak mówi prawo międzynarodowe" - oświadczył szef MSZ.

Szczyt Sojuszu Północnoatlantyckiego zainaugurują prezydent Andrzej Duda i sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. Następnie odbędzie się sesja Rady Północnoatlantyckiej z udziałem 28 szefów państw i rządów krajów członkowskich. (PAP)