Referendum w sprawie obowiązkowych kwot przyjmowania imigrantów daje mieszkańcom Węgier możliwość powstrzymania Brukseli – oświadczył w środę węgierski minister spraw zagranicznych Peter Szijjarto na konferencji prasowej w Budapeszcie.

Według niego polityka imigracyjna Brukseli to „gnanie w ślepy zaułek”, sprzeczne z interesami Unii Europejskiej, Europy i Węgier. Szijjarto zaznaczył, że wyłącznie Węgrzy mają prawo decydować, z kim chcą żyć, i jest to kwestia suwerenności.

Minister ocenił, że Węgry są „bezpiecznym miejscem w stojącej na głowie Europie”, a dzisiaj wcale nie jest to oczywiste, bo coraz więcej jest miejsc, gdzie „panuje nieporządek i brak organizacji”. Jednak bezpieczeństwu temu zagraża jego zdaniem „nieodpowiedzialna polityka imigracyjna”, która może przywrócić „niedorzeczny stan”, gdy codziennie dziesiątki tysięcy osób przekraczały bez nadzoru europejskie granice tam, gdzie im się podobało.

Referendum na Węgrzech w sprawie obowiązkowych kwot przyjmowania obywateli innych państw odbędzie się 2 października. Pytanie będzie brzmieć: „Czy chce Pan/Pani, by Unia Europejska mogła zarządzać również bez zgody parlamentu obowiązkowe osiedlanie na Węgrzech osób innych niż obywatele węgierscy?".

Premier Węgier Viktor Orban powiedział w zeszłym tygodniu, że referendum ma mu pomóc w walce o zaostrzenie polityki imigracyjnej w UE, która w przeciwnym wypadku stanie przed widmem wystąpienia ze Wspólnoty kolejnych państw. Szef kancelarii premiera Janos Lazar zapewnił potem, że referendum nie jest skierowane przeciwko UE, tylko stanowi dobry przykład tego, jak można na istotne tematy rozmawiać z wyborcami.

Komisja Europejska zaproponowała 4 maja reformę unijnej polityki azylowej, która zakłada wprowadzenie stałego systemu podziału uchodźców, uruchamianego w sytuacji kryzysowej. Jeśli do jakiegoś kraju napłynie nieproporcjonalnie duża liczba uchodźców, o połowę większa niż ustalony z góry limit, to nowi uchodźcy byliby automatycznie rozsyłani do innych państw według nowego systemu.

Kraje niechętne przyjmowaniu uchodźców mogłyby odstąpić od udziału w relokacji na rok, ale w zamian musiałyby zapłacić 250 tys. euro za każdego uchodźcę, którego nie przyjmą. Pieniądze trafiłyby do kraju, który przejmie odpowiedzialność za danego uchodźcę. Polska oraz inne kraje Grupy Wyszehradzkiej zdecydowanie odrzuciły tę propozycję.