UŻYWKI Elektroniczne papierosy pomagają pozbyć się nałogu. Tak twierdzi 84 proc. ich użytkowników. Dzięki nim zmniejszają liczbę wypalanych sztuk nawet o dwie trzecie: to oznacza np. 6 zamiast 18.
Szacuje się, że obecnie w Polsce jest ponad 1,5 mln stałych i okazjonalnych użytkowników elektronicznych papierosów, którzy rocznie wydają na ich zakup nawet 1,5 mld zł. Zdaniem ekspertów ten rynek wciąż rozwija się w tempie kilku procent rocznie. Nadciągają jednak nad niego ciemne chmury.
– Rynek w dużej mierze napędza możliwość używania e-papierosów w przestrzeni publicznej. Ta jednak już niedługo zniknie za sprawą ustawy dostosowującej polskie przepisy do dyrektywy tytoniowej. Zrównuje ona bowiem e-palaczy z użytkownikami tradycyjnych papierosów, nakazując im korzystanie z elektronicznych produktów tylko w wydzielonych do tego palarniach – komentuje Jerzy Jurczyński z eSmoking Association, które zleciło sondaż. I dodaje, że w związku z tym bodziec do stosowania alternatywnych rozwiązań będzie mniejszy.
– Słuszne jest jednak zrównanie obu grup palaczy. Przyzwolenie na e-palenie w miejscach publicznych to przyznanie, że jest to bezpieczny nałóg. A tak nie jest. Poza tym jak pokazują różnego rodzaju badania, e-papierosy są coraz bardziej popularne wśród młodzieży – zauważa Łukasz Balwicki z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.
I cytuje najnowsze – opublikowane w kwietniu – badania przeprowadzone przez FDA, amerykańską agencję regulującą rynek żywności i leków, dotyczące spożycia wyrobów tytoniowych przez młodzież. Wynika z niego, że w USA po e-papierosy w 2015 r. sięgało już 16 proc. uczniów. Dla porównania w 2014 r. odsetek ten wynosił 13,4 proc., a w 2011 r. – 1,5 proc.
Choć jednocześnie Balwicki nie popiera pomysłu tworzenia kabin dla palaczy.
– Myślę, że ustanowienie palarni było i jest ślepą uliczką – palenie powinno być dozwolone jedynie na zewnątrz budynków. Żadne systemy wentylacyjne nie zapewniają należytej ochrony przed biernym wdychaniem dymu. Rozwiązaniem problemu, zresztą zgodnym z wytycznymi do ramowej konwencji o ograniczeniu użycia tytoniu, jest likwidacja palarni – uważa.
O ile obostrzenia przepisów nie są na rękę producentom e-papierosów, o tyle mogą na nich zyskać koncerny tytoniowe. Te od wielu już lat borykają się ze spadkami sprzedaży legalnych papierosów na rynku. W ubiegłym roku polski rynek zmalał o 2,1 proc., do 41 mld sztuk. W poprzednich latach spadki sięgały ponad 10 proc. Pierwszym z powodów tej sytuacji były podwyżki akcyzy, które napędzały rozwój szarej strefy. Drugim pojawienie się na rynku elektronicznych papierosów. Ten rok może być pierwszym, w którym sytuacja może się odwrócić. Projekt ustawy dostosowującej dyrektywę tytoniową do polskich przepisów właśnie trafił do Sejmu. Prace nad jego uchwaleniem tym samym nabierają tempa. Ale nie to najbardziej cieszy koncerny tytoniowe. Pierwszy kwartał tego roku przyniósł wzrost sprzedaży legalnych papierosów. Od stycznia do marca Polacy kupili ich 10,1 mld sztuk, czyli o 3,1 proc. więcej niż rok temu. Ostatnio z taką sytuacją branża miała do czynienia w 2012 r. Koncerny tłumaczą to coraz większą aktywnością służb w walce z szarą strefą. Mimo tego firmy tytoniowe nie zarzucają prac nad dywersyfikacją swojego portfolio. BAT cały czas deklaruje, że zamierza rozwijać się na rynku e-papierosów. W tym celu zresztą firma przejęła największego polskiego producenta tych produktów – firmę CHIC. Z kolei pod koniec ubiegłego roku Philip Morris zapowiedział, że chce ze swoim najnowszym produktem Iqos wejść na 20 nowych rynków.