Mieszkańcy Mityleny na Lesbos obserwowali sobotnią wizytę papieża na wyspie przed telewizorami lub w kawiarniach w centrum miasta. Kilkaset osób zebrało się na małym placu w zamkniętej części portu, gdzie odbyła się ostatnia część papieskiej wizyty.

Duże ożywienie wzbudziła w tym tłumie zarówno biały samochód, którym Franciszek wjechał na ten plac wraz z patriarchą Konstantynopola Bartłomiejem oraz arcybiskupem Aten i całej Grecji Hieronimem, jak i czarny mercedes greckiego premiera Aleksisa Cirasa. Ludzie wiwatowali, klaskali, machali do papieża i obu prawosławnych dostojników, a także do Ciprasa, namawiając ich, by podeszli bliżej i pozwolili sobie zrobić pamiątkowe zdjęcia.

„To historyczne wydarzenie. Taka chwila zdarza się tylko raz w życiu – powiedziała PAP Stella Myriwilis, która na plac przyszła z całą rodziną, włączając w to jednorocznego synka. - Zarówno papież, jak i Bartłomiej oraz Hieronim to wyjątkowo mili, skromni ludzie. Czuję do nich wszystkich duży szacunek. Dobrze, że tu przyjechali. Czasy są ciężkie, niesprzyjające wspaniałomyślnym gestom. Dobrze jest usłyszeć takie słowa, przypominające nam, że należy pamiętać o innych.”

Podobną opinię wyraziła Holenderka Marije Mutter, woluntariuszka z grupy „Lepsze dni dla Morii”, która do niedawna działała tuż obok głównego obozu migrantów w Morii, także odwiedzonego w sobotę przez Franciszka.

„Uchodźcy potrzebują takiej osoby jak papież, kogoś potężnego, sławnego, kto się za nimi ujmie. Jeśli ja powiem to, co papież powiedział dzisiaj, odzew na moje słowa będzie ograniczony. Jednak na słowa papieża z niecierpliwością czeka wielu ludzi. Mam nadzieję, że będzie miał więc wpływ na to, co się tu będzie dalej działo” – powiedziała Marije w rozmowie z PAP.

Podczas spotkania papieża w porcie z mieszkańcami Mityleny Marije wraz z przyjaciółmi z grupy wolontariackiej urządziła po drugiej strony bramy portowej demonstrację pod hasłem „Proszę o azyl polityczny w Grecji”.

Jak wytłumaczyła PAP inna członkini „Lepszych dni dla Morii”, Angielka Cheryl Turner-Hunt, chodziło o to, że wielu migrantów przebywających w obozie w Morii nie jest wystarczająco poinformowanych o przysługujących im prawach ani o tym, że mogą ubiegać się o azyl.

„Z tego, co wiemy, niektórzy wręcz nie mają takiej możliwości – powiedziała Cheryl. - Od chwili, gdy znaleźli się w obozie, są izolowani od reszty i nie są informowani o ich prawach.”

Ona również pozytywnie oceniła przesłanie płynące z papieskiej wizyty. „Mam nadzieję, że te odwiedziny będą miały bardzo pozytywny wpływ. To, co obecnie dzieje się w Grecji, jest bardzo smutne. Słowa Franciszka powinny stać się podstawą wszelkich działań, jeśli chodzi o uchodźców” – powiedziała.

Grupa Cheryl i Marije przez wiele miesięcy zajmowała się zbieraniem ubrań i lekarstw dla uchodźców i migrantów przybywających na Lesbos, przygotowywaniem dla nich posiłków i herbaty, a także udzielaniem im porad prawnych. Zaprzestała działalności pod koniec marca, kiedy do obozu w Morii weszły policja i wojsko. Wolontariusze rozjechali się wówczas po całej Grecji, aby zbadać warunki panujące w innych obozach i zorientować się, gdzie ich obecność najbardziej by się przydała.

„Teraz powoli wracają na wyspę, aby zdać nam relację. W najbliższym czasie planujemy generalne zgromadzenie, na którym zdecydujemy, dokąd udamy się teraz” – powiedziała Cheryl.

Wśród uchodźców, którym grupa „Lepsze Dni dla Morii” pomogła w ostatnich pięciu miesiącach, jest 21-letni Szach z Pakistanu. Kilka dni temu otrzymał od rządu greckiego azyl polityczny. On także był zdania, że wizyta papieża była pożyteczna. „Słowa papieża i jego wezwanie, byśmy pomagali sobie nawzajem, są dla mnie bardzo ważne. Na Lesbos tego się właśnie nauczyłem. Teraz mam zamiar pojechać dalej, żeby pomagać innym tak samo, jak inni pomogli mnie” – powiedział.

Bardziej sceptyczny był Eric Kempson, legendarny brytyjski aktywista mieszkający na północy wyspy w Molywos, gdzie do niedawna codziennie lądowało po kilka tysięcy migrantów.

„Tutaj, na północy, mało kto przejął się tą wizytą. Są wśród nas tacy, którzy chcą pomagać uchodźcom, i tacy, którzy wysyłają do nas anonimowe pogróżki, żądając, byśmy zaprzestali naszej działalności. Niestety, nie wierzę, aby do tych ostatnich dotarły słowa papieża” – powiedział PAP Kempson, który wraz z rodziną pomógł przybyć na wyspę kilkuset tysiącom osób.