POLITYKA Rezolucja Parlamentu Europejskiego naszemu krajowi nie służy, ale i do niczego Polski nie obliguje. Ważniejszy z punktu widzenia Warszawy jest dalszy przebieg procedury praworządności
Na razie znajdujemy się na pierwszym z trzech etapów procedury. Zakłada on konstruktywny dialog z Komisją Europejską. To w jego ramach pisano listy, a Polskę odwiedził Frans Timmermans. Wiceprzewodniczący KE już wtedy zapowiedział ponowny przyjazd do Warszawy. Jeśli procedura ma ruszyć do przodu, stanie się to dopiero po kolejnym powrocie Holendra do Brukseli.
Decyzję o przejściu do drugiego etapu podejmuje kolegium komisarzy. Nie musi to nastąpić szybko, nie ma też konkretnego terminu, który KE musi dotrzymać. Jak tłumaczy były wiceszef MSZ Artur Nowak-Far, procedura praworządności ma mniej formalny charakter. – Komisja będzie prowadziła dialog, dopóki nie uzyska jasnego obrazu rzeczywistości – mówi profesor. Czyli aż da się sformułować jednoznaczną ocenę, czy działania państwa nie stanowią naruszenia art. 2 traktatu o UE. To obszerny artykuł wskazujący wartości fundamentalne, m.in. poszanowanie godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego oraz praw człowieka, w tym praw mniejszości.
Jeśli mimo wszystko miałoby nastąpić przejście do drugiego etapu, KE musiałaby sformułować pisemne zalecenia dla Polski. O ile w pierwszym etapie rola komisji jest pasywna – to dane państwo członkowskie musi się tłumaczyć – o tyle w drugim etapie przechodzi do roli aktywnej. Oprócz sformułowania zaleceń – co, jak zaznacza prof. Nowak-Far, nie jest proste politycznie – otrzymalibyśmy również termin, do którego musimy się do nich zastosować. Trzeci etap to po prostu sprawdzenie, czy to zrobiliśmy.
Jeśli tak, sprawa się kończy. Jeśli nie, może trafić do Rady Europejskiej. Jeśli procedura ruszy i przejdzie do drugiego etapu, istotne będą dwie kwestie. Pierwsza to data. Gdy komisja da czas na załatwienie sprawy do końca roku, jest niemal pewne, że problemu nie będzie. W grudniu mija kadencja prezesa Trybunału Konstytucyjnego Andrzeja Rzeplińskiego, a na wybór nowego PiS będzie miał wpływ. Kolejna kwestia to, na ile KE będzie zdeterminowana, by egzekwować ustalenia Komisji Weneckiej, bo to jej opinia będzie podstawą działań Brukseli.
Jeśli w Polsce uda się wypracować kompromis, procedura może zostać wygaszona. Wczoraj marszałek Sejmu Marek Kuchciński poinformował, że w ciągu kilku dni pojawią się pierwsze propozycje zespołu ekspertów, którzy na jego polecenie przyglądają się opinii Wenecji. – Trzeba poczekać na te opinie. Zapewne dadzą jakąś mapę wyjścia z sytuacji i zaproponują, co może być implementowane z opinii Komisji Weneckiej. To najważniejszy element układanki. Wierzę, że dojdzie do kompromisu – ocenia poseł PiS Michał Wójcik.
Opozycja pozostaje jednak sceptyczna. Na razie nie ma mowy o spełnieniu jednego z podstawowych postulatów opozycji, KE i Komisji Weneckiej, czyli publikacji orzeczenia TK w sprawie ustawy naprawczej. – Władze uważają, że te decyzje, które Sejm podjął w grudniu, są ważne. Są one przypieczętowane decyzjami prezydenta i rządu. Przyjmujemy z uwagą każdą informację ze strony naszych przyjaciół z instytucji międzynarodowych. Bardzo chętnie się z nimi zapoznajemy – mówił wczoraj marszałek Marek Kuchciński. Pytanie, co się stanie, jeśli eksperci stwierdzą, że wzywanie do publikacji orzeczenia TK jest bezpodstawne.
Jeśli KE nie uzna naszych tłumaczeń i doprowadzi procedurę do końca, może się zwrócić do Rady Europejskiej o wszczęcie działań na podstawie art. 7 TUE, których celem jest wymuszenie stosowania się do rozwiązań traktatowych. Teoretycznie sankcje mogą być dotkliwe, jak zawieszenie niektórych praw, w tym prawa głosu w Radzie Europejskiej. Tyle że aby doszło do tego etapu, Rada Europejska musi wcześniej jednomyślnie (nie licząc państwa, którego dotyczy głosowanie) zdecydować o stwierdzeniu stałego naruszania art. 2, a to mało prawdopodobne. PiS liczy, że premier Węgier Viktor Orbán zawetuje taką decyzję choćby w trosce o własny interes. To faktycznie czyni mało prawdopodobnym radykalny wariant retorsji, ale groźba izolacji w UE i utraty wpływu na jej politykę jest realna. Prowadzenie wewnętrznej polityki w Unii wymaga doraźnych porozumień z innymi. W tym punkcie nasza pozycja może się znacząco osłabić. ©?