Czterech żołnierzy skazano za incydent w Afganistanie sprzed 8 lat. Ale z wyroku nikt nie jest zadowolony
Wbrew oczekiwaniom prokuratury żaden ze skazanych nie trafi do więzienia. Wyroki nie zapadły bowiem za zbrodnię wojenną, lecz za niewłaściwe wykonanie rozkazu. W związku z tym skończyło się na „zawiasach”. – Biorąc pod uwagę tyle lat postępowania, pierwotne oskarżenia, zarzut zbrodni wojennej i ostateczny wyrok za niesubordynację, której na początku nikt nie brał pod uwagę, to bez wątpienia porażka oskarżyciela – mówił wczoraj jeden z obrońców.
Powodów do radości nie mają też żołnierze. – Z perspektywy pierwotnego orzeczenia o uniewinnieniu trudno postrzegać ostatni wyrok jako satysfakcjonujący – powiedział jeden z adwokatów Witold Leśniewski.
Rzeczywiście Sąd Najwyższy w cierpkich słowach ocenił wersje obydwu stron. Stanowisko prokuratora, które zakładało, że żołnierze co najmniej liczyli się z możliwością zabicia ludności cywilnej, sędzia Marian Buliński nazwał „autorską wersją oskarżyciela, której nie udało się udowodnić”. Z drugiej strony bezzasadne okazały się też wszystkie – a było ich ponad 40 – zarzuty adwokatów. Sędzia Jerzy Steckiewicz wyliczał przewinienia wojskowych: skazani po wyjeździe z bazy postępowali samodzielnie, a nie zgodnie z rozkazem przełożonego mjr. Olgierda C., użyli moździerza bez stanu zagrożenia, decyzję o ostrzale wydał żołnierz niebędący dowódcą oddziału.
– Kara jest adekwatna do popełnionych czynów. Jako okoliczność łagodzącą Sąd Najwyższy przyjął skrajne przemęczenie żołnierzy oraz to, że funkcjonowali oni w stanie zagrożenia, gdyż dzień przed zdarzeniem doszło do dwóch zamachów na polskich żołnierzy – wskazał sędzia Steckiewicz.
Konkluzja SN jest taka, że ustalenia sądu okręgowego były poprawne, a w związku z tym przedłużanie postępowania o kolejne lata (bo Sąd Najwyższy co do zasady uchyla wyroki, więc sprawa trafiłaby ponownie do sądu pierwszej instancji) byłoby nieracjonalne.
Eksperci ds. wojskowości są orzeczeniem bardzo rozczarowani. – Na sali sądowej każdy drobny szczegół rozbierano na czynniki pierwsze. Na wojnie tak się nie da – powiedział po ogłoszeniu wyroku gen. Waldemar Skrzypczak, dowódca Wojsk Lądowych w latach 2006–2009. Zaapelował zarazem do prezydenta Andrzeja Dudy, aby skorzystał on z prawa łaski, co byłoby zdaniem Skrzypczaka wyjściem z twarzą przez polityków z sytuacji, w której postawili żołnierzy.
Zawiedziony jest także płk Martin Schweitzer, były dowódca grupy bojowej US Army w Afganistanie, któremu podlegali polscy żołnierze. – Orzeczenie sądu jest zasmucające. Jeśli sądy będą karać żołnierzy za wypadki i pomyłki w walce, a nie jedynie za umyślne działanie, to może zabraknąć woli do szybkiego wykonywania rozkazów – mówi amerykański dowódca. To jego zdaniem może przełożyć się na większą liczbę ofiar wśród wojskowych.
Dla przypomnienia: 16 sierpnia 2007 r. polscy żołnierze ostrzelali z moździerza i karabinu maszynowego okolice wioski Nangar Khel. Sześcioro cywilów zginęło, trzy osoby zostały ranne. Prokuratura wojskowa zarzuciła wojskowym zbrodnię wojenną dokonaną na ludności cywilnej.
Sprawa ciągnęła się przez wiele lat. Pierwszy wyrok zapadł w 2011 r. Wtedy Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił wszystkich, ale apelację wniosła prokuratura wojskowa. Wczoraj SN rozpatrywał apelacje od kolejnego wyroku sądu okręgowego, który skazał żołnierzy za niewłaściwe wykonanie rozkazu. Wniosły je zarówno prokuratura, jak i obrońcy.
Wczorajszy wyrok jest prawomocny, przysługuje od niego kasacja, która może dotyczyć tylko błędów proceduralnych popełnionych przez sąd. W praktyce orzeczenie można traktować jako ostateczne.