Mimo hucznych zapowiedzi po szczycie w Walii Sojusz wydaje coraz mniej na obronność. Choć polski budżet na wojsko nieźle wypada w relacji do PKB, to jest dużo gorzej, jeśli spojrzeć na kwoty bezwzględne.
„Choć wiele krajów zwiększyło swoje budżety obronne w 2015 r., to cięcia dokonane przez niektóre większe gospodarki Sojuszu powodują, iż suma wydatków spadła. NATO nie może w nieskończoność robić więcej za mniej. Patrząc na wyzwania bezpieczeństwa euroatlantyckiego, kluczowe jest, by członkowie Sojuszu dalej inwestowali w obronność” – pisze w swoim corocznym raporcie sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. I choć podczas oficjalnej prezentacji mówił, że „cięcia w budżetach na obronność praktycznie ustały”, to brzmi to trochę jak zaklinanie rzeczywistości. Liczby nie kłamią – stwierdzenie, że cięcia prawie ustały, oznacza, że te wydatki dalej się zmniejszają.
I choć pod względem odsetka PKB (Sojusz zaleca wydawanie na obronność minimum 2 proc.) większość krajów w zeszłym roku się poprawiła, to i tak jest to malowanie trawy na zielono. Na przykład Francja jeszcze w 2008 r. miała budżet obronny w wysokości 45 mld euro. W ubiegłym roku było to tak jak w 2014 r., 39,2 mld euro. Wydatki obronne Wielkiej Brytanii w 2015 r. spadły rok do roku o prawie miliard funtów. Włochy w tym czasie ścięły swój budżet o 2 mld euro (jest to obecnie 16 mld).
Zaskakuje, że swój budżet nieco zwiększyły Niemcy (o 800 mln, do 35,5 mld euro). U naszych zachodnich sąsiadów co i rusz publikowane są raporty, w jak fatalnym stanie jest Bundeswehra, a minister obrony Ursula von der Leyen właśnie zapowiedziała wdrożenie olbrzymiego, wartego 130 mld euro i rozpisanego do 2030 r., planu naprawczego. Oczywiście poza wszelkimi kategoriami są wydatki obronne USA, które, choć spadają, to i tak wynoszą 650 mld dol. i stanowią 70 proc. wydatków wszystkich państw Sojuszu. I to mimo że wartości PKB Stanów Zjednoczonych i wszystkich pozostałych krajów NATO razem wziętych są praktycznie takie same.
W tym towarzystwie w wydatkach na obronność Polska nie wypada źle. Na przestrzeni ostatnich lat widać nad Wisłą konsekwentny wzrost środków przeznaczanych na armię. Mamy drugi najwyższy wskaźnik wydawania pieniędzy na nowy sprzęt, czyli tzw. wydatki majątkowe (w ubiegłym roku wyniósł ponad 30 proc. budżetu obronnego – było to związane m.in. z zapłatą za F16) . Jesteśmy też jednym z zaledwie pięciu krajów Sojuszu (obok USA, Wielkiej Brytanii, Grecji i Estonii), które w 2015 r. wydały na cele obronne ponad 2 proc. PKB. Osiągnięcie tego wskaźnika w tym roku wydaje się nierealne, bo jego realizacja w całości jest niemożliwa z powodów proceduralnych.
Gorzej wypadamy po przeliczeniu naszych wydatków na dolary. W 2015 r. wydaliśmy około 10,5 mld. To jakieś cztery razy mniej niż Francja czy Niemcy, prawie dwa razy mniej niż Włochy. Jesteśmy w tej samej lidze co Holandia, Hiszpania czy Turcja (wydatki tego ostatniego kraju wypadają w 2015 r. w dolarach słabo z powodu dużego osłabienia tureckiej liry).
– Na możliwości każdego kraju warto patrzeć indywidualnie, trzymanie się sztucznych wskaźników zaburza obraz. Choć wydajemy podobne kwoty jak Hiszpania, to pod względem odsetka PKB nasz wysiłek jest dwukrotnie większy. Ale to oni mają konkretne programy modernizacyjne, o których możemy pomarzyć. Kupują nowe samoloty wielozadaniowe, okręty podwodne, a nie tylko o tym mówią. Polski budżet ponosi także koszty emerytur wojskowych, co w innych krajach nie jest powszechne – tłumaczy analityk z „Dziennika Zbrojnego” Mariusz Cielma. – Z kolei Holandia bardzo mocno stawia na współpracę międzynarodową i ma wiele wspólnych programów z Belgami czy Niemcami. Co ciekawe, Holendrzy praktycznie nie mają wojsk pancernych – dodaje.
MON zrezygnuje z rakiet „Patriot”? Więcej na Dziennik.pl
Globalny wyścig zbrojeń. Ile poszczególne państwa wydają na wojsko? Odpowiedź na Forsal.pl