Ustawa z 7 lutego 2014 roku ma ułatwić funkcjonariuszom lub pracownikom z państw Unii Europejskiej i strefy Schengen udział na terytorium Polski we wspólnych operacjach z polskimi policjantami, funkcjonariuszami Straży Granicznej i Biura Ochrony Rządu.

Chodzi między innymi o wspólne patrole w celu ochrony porządku i bezpieczeństwa publicznego oraz zapobiegania przestępczości. Po drugie, wspólne operacje to także działania podejmowane w celu ochrony porządku w związku ze zgromadzeniami publicznymi i imprezami masowymi, klęskami żywiołowymi i poważnymi wypadkami. Po trzecie, do wspólnych operacji zaliczono też pomoc udzielaną przez policyjne jednostki antyterrorystyczne.

Według posłów Kukiz'15 ustawa "otwiera rządowi i jednostkom podległym możliwość wykorzystania zagranicznych funkcjonariuszy do tłumienia protestów niezadowolenia społecznego w sytuacji, gdy polskie służby odmówią wykonania rozkazu kierując się zasadą obywatelskiego nieposłuszeństwa".

Autorzy projektu uważają ponadto, że zagraniczni funkcjonariusze mogą ma mocy obecnej ustawy zostać dopuszczeni do działań operacyjnych polegających na podsłuchiwaniu, nagrywaniu i prowadzeniu obserwacji wobec obywateli Polski. "Ustawa otwiera więc w znaczący sposób możliwość działalności obcych wywiadów na niekorzyść Polski i Polaków pod przykrywką wspólnych działań operacyjnych" - czytamy w uzasadnieniu do projektu.

W grudniu zeszłego roku, zapowiadając złożenie projektu, Robert Winnicki (Kukiz'15) przekonywał, że "ustawa o bratniej pomocy" wzbudziła ogromne kontrowersje, a dotyczy udziału zagranicznych służb na terytorium Polski. "Taka ustawa jest szkodliwa, ponieważ bezpośrednio godzi w suwerenność państwa" - ocenił Winnicki.

Przez cały proces legislacyjny w parlamencie ustawę krytykowali politycy PiS, którzy nazywali ją "ustawą o bratniej pomocy" i mówili np., że rząd boi się imprez masowych i demokratycznych zgromadzeń publicznych, więc chce sprowadzać posiłki z zagranicy. MSW odpowiadało, że żadnemu rządowi nie przyszło do głowy wykorzystywać unijne regulacje do tłumienia protestów, mimo iż od kilku lat trwa kryzys ekonomiczny i np. w Grecji i Hiszpanii dochodziło do gwałtownych protestów lub walk z policją.