Brytyjska gazeta niedzielna "The Sunday Telegraph" publikuje raport o okrucieństwach tzw. Państwa Islamskiego w jednym tylko prowincjonalnym mieście kalifatu. Raport oparty jest na zeznaniach świadków, którzy uciekli z Manbij w północnej Syrii przy granicy z Turcją.

Osiedliły się tam setki zagranicznych dżihadystów, w tym rodzin z małymi dziećmi. Jest ich tylu, że na ulicach rzadko słyszy się arabski. Utrzymują się z podatków ściąganych z miejscowej ludności, a ich niewysokie płace -wynoszące 150 dolarów miesięcznie - i tak umożliwiają im dostatnie życie. Brytyjczyków jest tylu, że Manbij zyskało nową nazwę, „Londynek”.

Według zbiegów, Brytyjscy dżihadyści są też najbardziej bezwzględni. Kara śmierci grozi nawet za handel papierosami. Miejscowe więzienie słynie z okrucieństwa swoich strażników - w większości zachodnich dźihadystów - donosi „Sunday Telegraph”.

Manbij ma jednak pewne plusy. Jest bezpieczne od bombardowań i ma lepsze zaopatrzenie niż reszta kalifatu. Oferuje nawet edukację dzieciom od 4 roku życia. Powołując się na dokumenty Państwa Islamskiego gazeta twierdzi, że ich indoktrynacja to jedna z najważniejszych misji kalifatu. W wieku 10 lat uczniowie stają się kadetami, opanowując sztukę walki, dokonywania egzekucji, a nawet zamachów samobójczych. Od 15 roku życia podejmują dżihad.