Rosyjski Su-24 został zestrzelony rano na granicy Turcji z Syrią. Władze w Ankarze twierdzą, że maszyna naruszyła turecką przestrzeń powietrzną, choć Moskwa temu zaprzecza. Dwóch pilotów katapultowało się na spadochronach, a rząd w Ankarze uważa, że nie jest wykluczone, iż obaj mężczyźni żyją.
Wice-komendant syryjsko-turkmeńskich sił, które operują na granicy Turcji z Syrią Alpaslan Celik zaprzecza jednak tym informacjom. „Piloci zostali wydobyci z samolotów, gdy byli już martwi, a nasi bojownicy mają już ciała. Nasi towarzysze otworzyli ogień do samolotów, a piloci zmarli jeszcze w powietrzu” - podkreśla Celik. Wcześniej bojownicy opublikowali w internecie film z ciałem domniemanego pilota.
Prezydent Rosji Władimir Putin nazwał zdarzenie to wbicie noża w plecy. Ankara wezwała na rozmowę rosyjskiego charge d’affaires a z kolei rosyjskie ministerstwo obrony wysłało oficjalny protest. Szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow odwołał jutrzejszą wizytę w Turcji. Turcja poprosiła natomiast o pilne spotkanie ambasadorów przy NATO w Brukseli. Rozmowy właśnie się zaczęły.
To pierwszy od zimnej wojny przypadek zestrzelenia przez kraj członkowski NATO maszyny należącej do Rosji. Wcześniej rosyjskie samoloty, które atakują cele w Syrii, kilkakrotnie naruszały turecką przestrzeń powietrzną. Ankara zapowiadała, że kolejne takie przypadki spotkają się ze zdecydowaną odpowiedzią.