Polska wywalczyła złagodzenie zapisów unijnej dyrektywy tytoniowej, a teraz przez brak krajowych regulacji może być problem z jej wdrożeniem. Dopiero dziś w resorcie zdrowia ma być uzgadniany projekt ustawy w tej sprawie
Koncerny tytoniowe nalegają, by to ustawa wdrażająca dyrektywę tytoniową, a nie rozporządzenie, jak to zaproponował resort zdrowia, regulowała wygląd paczki papierosów, w tym wielkość i rozmieszczenie na niej ostrzeżeń obrazkowych. Liczą też na wykreślenie z projektu przepisów wprowadzających ograniczenia sprzedaży, w tym zakazu informowania konsumenta o wyrobach tytoniowych. Wreszcie wnioskują, by dostosowanie produkcji do nowych wytycznych mogło nastąpić w terminie dłuższym niż do 20 maja 2016 r. Koncerny tytoniowe zgadzają się natomiast na skrócenie terminu na wyczyszczenie rynku ze starych papierosów – z maja na luty 2017 r.
Przedsiębiorcy gotowi są ponieść ryzyko inwestycji, zanim przepisy zostaną ostatecznie uchwalone. Przekonują, że uwzględnienie ich postulatów wystarczy, by rozpocząć modernizację fabryk, do których muszą zakupić m.in. 40 tys. nowych cylindrów drukujących oraz banderolownice, co oznacza inwestycje rzędu setek milionów złotych. – By zdecydować się na taki wydatek, musimy mieć pewność co do wyglądu opakowania papierosów. Zamieszczenie stosownych przepisów w projekcie ustawy daje pewną gwarancję. Na rozporządzenie w tej sprawie moglibyśmy czekać w nieskończoność. Zwłaszcza że nie jest wykluczona zmiana rządu – irytują się przedstawiciele koncernów tytoniowych. Podkreślają, że na dostawy nowych urządzeń trzeba czekać zwykle kilka miesięcy, a w sytuacji gdy w całej Europie zmieniają się przepisy, producenci maszyn jeszcze wydłużą terminy.
20 maja 2016 r. wchodzi w życie dyrektywa tytoniowa wprowadzająca m.in. obrazkowo-tekstowe ostrzeżenia na 65 proc. powierzchni paczki papierosów oraz zakazująca produkcji i sprzedaży wyrobów smakowych. W Portugalii i na Litwie już dostosowano krajowe przepisy do unijnych. W Niemczech, we Włoszech i w Hiszpanii prawne przygotowania do zmian są w ostatniej fazie. W Polsce zaś uchwalanie ustawy wdrażającej dyrektywę tytoniową wciąż jest na początku drogi – resort zdrowia na początku wakacji przedstawił projekt, który niedawno skończyli opiniować przedsiębiorcy.
Dziś w Ministerstwie Zdrowia odbędzie się komisja uzgodnieniowa, która ma przeanalizować zasadność poprawek zgłoszonych nie tylko przez producentów, ale i plantatorów tytoniu, związki zawodowe oraz handel. Jak usłyszeliśmy w biurze prasowym MZ, resort nie podjął jeszcze decyzji w sprawie ich uwzględnienia. – Chcemy ich jeszcze raz wysłuchać na komisji, by przekonać się, które powtarzają się najczęściej. Wtedy rozważymy, jakie zmiany wprowadzić w projekcie ustawy. Oczywiście będziemy przy tym kierować się wytycznymi płynącymi z dyrektywy tytoniowej – wyjaśnia Beata Małecka-Libera, sekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia.
Gdyby Polska nie zdążyła implementować dyrektywy na czas, trzeba się liczyć ze wstrzymaniem produkcji papierosów. – To oznaczałoby spadek zapotrzebowania na krajowy tytoń. W Polsce z upraw tytoniu utrzymuje się około 9 tys. plantatorów, co zapewnia utrzymanie 60 tys. osób – podkreśla Przemysław Noworyta, dyrektor Polskiego Związku Plantatorów Tytoniu w Krakowie. O swoje wpływy obawiają się też handlowcy, którzy popierają postulaty koncernów dotyczące projektu ustawy. – Mniej legalnego produktu na rynku oznacza, że palacze będą go szukać na bazarach. Dla sklepów, w których papierosy odpowiadają za 15–40 proc. obrotów, oznacza to mniejsze wpływy – tłumaczy Maciej Ptaszyński, dyrektor Polskiej Izby Handlu.
Projekt ustawy przygotowany przez resort zdrowia muszą jeszcze przyjąć rząd i parlament, a do wyborów nie zostało dużo czasu. – Liczymy na zaakceptowanie projektu przez Stały Komitet Rady Ministrów. Mamy nadzieję, że nowy rząd nic w nim nie zmieni, zwłaszcza że w konsultacjach społecznych różne grupy przedsiębiorców mówiły jednym głosem. To wystarczy do rozpoczęcia negocjacji z dostawcami urządzeń czy projektantami opakowań – usłyszeliśmy od przedstawiciela jednego z koncernów. ©?
Branża ruszy z inwestycjami, ale chce minimum gwarancji