Dwie karty do głosowania, jeden spis wyborców i ten sam lokal do głosowania. Szefowa Krajowego Biura Wyborczego powiedziała, że referendum przeprowadzone wraz z wyborami do parlamentu byłoby tańsze o 30 milionów złotych.

Beata Tokaj powiedziała dziennikarzom, że wyborca mógłby odmówić odebrania jednej z kart, co byłoby odnotowane przez komisję w liczeniu frekwencji. A ta jest w przypadku ważności referendum sprawą kluczową. Szefowa Krajowego Biura Wyborczego tłumaczyła, że frekwencja w wyborach jest liczona od wydanych kart do głosowania. Jeśli referendum odbyłoby się tego samego dnia co wybory to liczone będą dwie frekwencje. Jeżeli osoba przychodząca do komisji wyborczej odmówi odebrania którejś z kart, komisja ma obowiązek zaznaczyć to w spisie wyborców, a następnie po zakończeniu głosowania obliczy ile wydano kart do głosowania i na tej podstawie ustali frekwencję.

Szefowa Krajowego Biura Wyborczego powiedziała też, że spis wyborców byłby jeden, jedna byłaby komisja komisja oraz jedna urna do głosowania. Przyznała, że wydłużyłby się czas liczenia głosów przez obwodowe komisje wyborcze. "Jest to duży wysiłek, duży nadmiar pracy, ale jesteśmy w stanie to zrobić" - powiedziała.