PiS w poniedziałek złożyło do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez rząd i polityków PO. W ocenie PiS premier Ewa Kopacz prowadzi agitację wyborczą, występując na billboardach opatrzonych logo PO i podróżując po kraju koleją w ramach akcji wizerunkowej "Kolej na Ewę".

Prawo i Sprawiedliwość zarzuca, że agitacją wyborczą było też zorganizowane 28 lipca we Wrocławiu posiedzenie rządu, które stanowiło "serię spotkań z wyborcami o charakterze agitacyjnym z wykorzystaniem środków Skarbu Państwa będących w dyspozycji Rady Ministrów, w szczególności wydatkowanych na transport osób i sprzętu (meble)".

"Gdy patrzę na billboardy z panią premier, to oczywiście zdaję sobie sprawę, że jest to naruszenie standardów, one nie powinny się pojawić" - powiedział PAP Uziębło. W ocenie profesora Uniwersytetu Gdańskiego jednak "jest to sytuacja trudna w polskim prawie". "Mamy cały szereg zakazów dotyczących form prowadzenia kampanii wyborczej, ale nie mamy jednoznacznie rozgraniczonej kampanii wyborczej od informacji politycznej" - podkreślił.

"Stan prawny nie pozwala na jednoznaczne rozgraniczenie kampanii wyborczej od informacji politycznej. To samo w sobie jest sytuacją patologiczną, ale nie jest łatwo stwierdzić w przypadku tego typu działania naruszenia Kodeksu wyborczego" - mówił.

W ocenie konstytucjonalisty taka sytuacja w Polsce ma miejsce po raz kolejny. "Zdarzyła się na przykład promocja książki jednego z polityków tuż przed kampanią i w czasie kampanii. To też traktowane było jako walor informacyjny, a nie kampania wyborcza" - przypomniał.

Wykorzystywanie działań informacyjnych do agitacji wyborczej zdarza się nie tylko w kampanii do parlamentu. "Jednym z najbardziej spektakularnych przykładów w czasie kampanii samorządowej był prezydent Sosnowca, który w ramach kampanii billboardowej postanowił reklamować miasto, tylko że na plakatach jego postać przyćmiewała resztę informacji" - przypomniał konstytucjonalista.

Uziębło uważa, że pomóc w zapobieganiu podobnym sytuacjom mogłoby wprowadzenie rozwiązania stosowanego w niektórych krajach Ameryki Południowej. "Tam koszty kampanii rozliczane są nie tylko w czasie jej trwania, lecz do kosztów wliczana jest cała agitacja polityczna w okresie pomiędzy wyborami. W przypadku Polski rozliczane byłyby cztery lata" - podkreślił Uziębło.

W jego ocenie "to byłoby rozwiązanie bardziej czytelne, bo wszystkie wydatki czynione przez partie byłyby zaliczane na konto kampanii, niezależnie czy byłyby wydawane na dwa lata, czy dwa miesiące przed wyborami". W jego ocenie nie da się jednak prawnie rozgraniczyć działań podejmowanych w ramach kampanii od informacji politycznej.

Potwierdza to orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego. "Trybunał Konstytucyjny w orzecznictwie dotyczącym Kodeksu wyborczego uznał, że zakaz billboardów naruszałby wolność słowa, a więc - konstytucji" - przypomniał prof. Uziębło.

W jego ocenie rozgraniczenie działań kampanijnych od informacyjnych "to jest kwestia uczciwości". "Niektóre działania z punktu widzenia uczciwości możnaby uznać za kampanię wyborczą, ale z punktu widzenia Kodeksu wyborczego można obronić tezę przeciwną" - podsumował.

Premier Kopacz, pytana w poniedziałek o wniosek PiS do prokuratury, zadeklarowała, że nadal będzie realizować wyjazdowe posiedzenia rządu. W jej ocenie to jest bardzo dobry sposób na przybliżenie władzy do ludzi i pozwala rozwiązywać "konkretne problemy". Zapewniła przy tym, że stara się bardzo skrupulatnie oddzielać działalność rządową od partyjnej. Podkreśliła, że kampanię wyborczą będzie prowadziła "najczęściej w weekendy, czyli od piątku do soboty i niedzieli", a do piątku będzie pracować jako premier.

W odpowiedzi na pytanie PAP Biuro Prasowe Państwowej Komisji Wyborczej podkreśliło, że "jeżeli wyborca lub komitet wyborczy zauważą karalne nieprawidłowości w prowadzeniu kampanii, mogą zgłosić to organom ścigania, a o zasadności zarzutów zdecydują te organy i ewentualnie sąd". "Ocena prowadzonej kampanii wyborczej nie należy do zadań Państwowej Komisji Wyborczej" - dodano.