Kiedy coś, co ma być, jeszcze nie jest, ale będzie w przyszłości – zaraz, za godzinę, za rok – czekamy. Czekają wszyscy, jeśli jeszcze nie w tej chwili, to wystarczy zaczekać i będą czekali już za moment. Większość czytających te słowa czyta, bo czeka – na telefon, na ciocię, na pociąg metra.
Doświadczenie czekania jest ogólnoludzko uniwersalne, przypisane od zawsze i po wieki kondycji homo sapiens. Zresztą nie tylko homo sapiens, bo czekał na różne rzeczy na pewno i każdy inny homo, jak habilis czy erectus, tyle że się nie doczekali, bośmy ich my, sapiens (sapientes), skutecznie wygryźli. Czekają też inne kreatury boskie, w porządku zstępującym małpa, pies czy piesek pustynny; może czeka i ryba, na przykład okoń. Nawet krewetki być może czekają, aż podpłynie do nich jakiś wyjątkowo smakowity plankton, może czeka też i szeregowy członek planktonu, na przykład ameba — bo jak się przecież takiej amebie wypełni wakuola, to zaraz przestępuje ona z nibynóżki na nibynóżkę w nadziei (oczekiwaniu) na rychłe tejże opróżnienie.
Tu chciałabym się na moment zatrzymać właśnie na opróżnieniu wakuoli, które u nas, organizmów szczycących się nieco większą ilością komórek przybrało formę wizyty w ubikacji. Jest bowiem akt ten związany z jednym z najgorszych gatunków czekania – staniem w kolejce w publicznej toalecie. Może jest to czekanie dość podobne do czekania w kolejce w sklepie albo do bankomatu: jego długość jest niepewna, zależna od planów, logistyki i ogarnięcia poprzedzających cię ludzi; poza tym nie ma człowiek co ze sobą zrobić, więc tylko czeka i czeka, czeka w bardzo wykrystalizowany sposób. W każdym z tych przypadków jest to czekanie puste, pozbawione tajemnicy i dreszczyka. Kolejce w toalecie jednak towarzyszy jeszcze do tego realna potrzeba fizjologiczna, którą stanie bez sensu w rządku wynosi na plan pierwszy i podkreśla, czyniąc z takiego czekania torturę wprost niespotykaną.
Staje się więc powyższe czekanie próbą charakteru, próbą wcale nietrywialną, aktem, którego przetrwanie demaskuje rodzaj tworzącej nas gliny. Poznasz człeka po czekaniu jego, zwłaszcza podczas antraktu w teatrze, przy zakupach w Carrefourze, w pociągu, w kinie, na przystanku autokarowym czy w samolocie, kiedy to kolejki są największe, a chęć głęboko dojmująca. Ci, którzy są małego ducha, do których zresztą i ja ze wstydem należę, w czekaniu takim wcielają się kolejno w coraz bardziej obmierzłe postaci. Przeanalizujmy je pokrótce, żeby mieć świadomość charakterologicznych zagrożeń cywilizacyjnych i móc im zawczasu zapobiec. Pierwszą taką postacią jest zwykle Zjadliwy Matematyk.
Ach, Matematyk, złośliwie zacięty kolejkowicz. Ponuro zlicza sekundy okupującym kabinę i próbuje z kolejnych przypadków ekstrapolować sumę czasu oczekiwania. Ostatnia osoba była minutę. Przede mną jest sześć osób. To razem sześć minut. Powinniśmy więc uwinąć się w sześć minut, ale nie! Oczywiście! Kolejna osoba siedzi już dwie minuty, w pył roznosząc całą kalkulację, grożąc dwunastoma minutami udręki. No ale jeśli następna będzie tylko pół minuty...? Rachunki matematyka napędzane są przelewającą się mu w trzewiach żółcią; mają przez swój abstrakcyjny charakter stanowić antidotum na fizyczną natarczywość jego potrzeb. Ponieważ jednak jest to matematyka stosowana, matematyk nie może działać w oderwaniu od rzeczywistości i zmienia się w Obleśnego Fizjologa. Ile, pyta Fizjolog, coś takiego może zająć? Zdjąć spodnie to pięć sekund. Chyba że zaciął się zamek. Czy to były ogrodniczki? A potem to w zależności od sprawy, myśli fizjolog, wypełniając umysł obrazami, których lepiej unikać, zwłaszcza że stawiają one przed okiem jego duszy spełnienie, które nie stanie się jego udziałem jeszcze przez jakiś czas. Potem pojawia się czujny Tropiciel Dźwięków, ten miejski myśliwy. Oto szelest – czy delikwent pięć osób przed nami zerwał właśnie papier toaletowy? Dźwięk wodnej kaskady jest dla uszu czekającego jak muzyka, ale czasem trzeba jeszcze zaczekać na szum kranu i szept papierowego ręcznika. Ale gdzie, ja się pytam, dźwięk klamki? Dźwięk, do którego inne dźwięki są wszak tylko wstępem, przyczynkiem, preludium?
Uporczywy brak dźwięku klamki zmienia kolejkowicza w Potencjalnego Gangstera. Bo kiedy nie można wytrzymać już powolnego przesuwu kolejki, liczenia, nasłuchiwania; kiedy poziom goryczy sięga wyżyn, na które nie przygotowała nas ewolucja, która przecież chciała, żebyśmy radośnie biegali po stepie, załatwiając potrzeby wedle chęci i uznania, nie przejmując się tym, że kilku innych hominidów też by właśnie chciało zrobić to samo, kiedy naprawdę nie można już przecierpieć tej katorgi, jaką raczy nas zidiociała cywilizacja, której ukoronowaniem ma być jedna jedyna toaleta na stacji benzynowej, człowiek chce rzucić torbę na kafle i zacząć walić pięściami w drzwi kabiny, wrzeszcząc „Żebyś zczezł, żebyś dostał zatwardzenia na resztę życia, żeby ci ulubiony serial skasowali z ramówki w samym środku sezonu, żeby siadła na ciebie Kim Kardashian”. Najgorsze instynkty budzą się w czekających kolejkowiczach, instynkty, których powstydziliby się anonimowi komentatorzy Onetu i Pudelka. Scenariusze, jakie pojawiają się im w głowie, mają w sobie bowiem rozkwaszane nosy, podstawione nogi, ubikacje ceramiczne rozbite w drobny mak kijami bejsbolowymi i ludzi uciekających kurcgalopkiem w stylu „na pingwina” (ze spodniami owiniętymi wokół kostek). A kiedy spóźniony delikwent wreszcie kabinę opuści, zmieniamy wtedy się my, ludzie nikczemni, w Toaletowego Moralistę. Ciężkim wzrokiem dajemy do zrozumienia, że oto nadużyto naszej cierpliwości, naruszono sprawiedliwość społeczną i sprzeniewierzono się Zeusowi. Tak, mój drogi opuszczający kabinę, spuszczasz oczy, ale wiesz, że patrzę na ciebie, czujesz na sobie dotyk wyrzutu, niech cię goni ten ciężar aż po krańce toalety, a może nawet i dalej. Na koniec zaś trzeba zostać Mścicielem, bo skoro nam taką próbę zgotowali, to my teraz weźmiemy co nasze, będziemy siedzieć, ile nam się spodoba, nie będzie nerwowego rwania papieru, o nie.
Jeśli pragniesz pracować nad swoim charakterem, jeśli nieobce są ci ideały starożytności, stań człowieku w kolejce. Stań w kolejce i zamiast podliczać czas fizjologiczny współkolejkowiczom, postaraj się ich hojnie obdarzyć czasowym kredytem. Zdław w sobie agresję i oddziel się od natrętnych potrzeb, medytując albo stoicko je znosząc. Przestań tropić rzeczywistość w chorobliwej nadziei, że ta spełni w końcu twoje oczekiwania. Poddaj się kolejce, poddaj się jej rytmowi, pomyśl o innych jako o towarzyszach niedoli, a nie wrogach. Bywaj więc w publicznych toaletach jak najwięcej, ćwicz ducha, bo nie ma dziś, w cieplarnianych warunkach zachodniej cywilizacji, cnoty ważniejszej niż cierpliwość. Zwłaszcza teraz, u progu nowych porządków politycznych.