Wieści o śmierci przywódcy afgańskich talibów nie mogły się pojawić w gorszym momencie. Bezpieczeństwo w kraju pogarsza się w czasie, kiedy obie strony zasiadły do rozmów.
Informację potwierdził dla agencji Associated Press rzecznik afgańskiego wywiadu Abdul Hasib Sediki. Według niego Omar nie żyje od dwóch lat; w kwietniu 2013 r. zmarł w szpitalu w pakistańskim mieście Karaczi. Wieści o śmierci Omara pojawiały się dotychczas w formie niepotwierdzonych plotek. Ich roznoszeniu sprzyjało to, że Omar nie był widziany publicznie od czasu amerykańskiej inwazji na Afganistan, a komunikację ze światem zewnętrznym zostawił w gestii swoich współpracowników.
Omar został rzekomo pochowany w graniczącej z Kandaharem, leżącej na wschodzie kraju prowincji Zabul. Według nowych doniesień przywództwo nad talibami miałby przejąć jego syn.
Informacje te nie mogły się pojawić w gorszym czasie. Mułła Omar, chociaż pozostawał w ukryciu, firmował swoją osobą politykę talibów, włącznie z posunięciami, które przez część bojowników mogłyby zostać uznane za kontrowersyjne. Talibowie bowiem zgodzili się usiąść do negocjacyjnego stołu z przedstawicielami rządu w Kabulu, aby omówić pokojowe zakończenie ciągnącego się od 13 lat konfliktu. Dotychczas rozmowy toczyły się na nieoficjalnych spotkaniach, które miały miejsce w Dubaju, katarskiej Dausze, Oslo i chińskim Urumczi.
7 lipca w niewielkim pakistańskim miasteczku Murree, leżącym nieopodal stolicy Pakistanu, po raz pierwszy delegaci obydwu stron spotkali się na oficjalnych rozmowach. Rząd w Kabulu reprezentował podczas nich zastępca ministra spraw zagranicznych Afganistanu Hekmat Chalil Karzai, a talibów – przedstawiciel ich oficjalnej przybudówki z Kataru, mułła Abbas Durrani. – To początek długiego procesu. Najpierw strony muszą przedstawić swoje stanowiska, a następnie spróbować zbudować wzajemne zaufanie – mówił anonimowo reporterowi „New York Timesa” jeden z afgańskich oficjeli. Do następnego spotkania ma dojść jutro.
Samo podjęcie negocjacji z rządem w Kabulu, przez niektórych uważanym za narzucony z zewnątrz, może się nie podobać części talibów. Są doniesienia o przejściach na stronę Państwa Islamskiego, na razie pojedynczych oddziałów i dowódców średniego szczebla. Chwilowo jest to zjawisko o zbyt małym zasięgu, aby mogło zagrozić talibom. Niemniej jednak przywódcy muszą się czuć zaniepokojeni. Jeszcze pół roku temu nie było śladów po obecności organizacji Abu Bakra al-Baghdadiego w Afganistanie. Dzisiaj, nazywając się „prowincją Chorasan”, publikują w sieci materiały krytykujące talibów i rzucające rękawicę przywództwu mułły Omara. Liczą na efekt propagandowy i większą skalę dezercji z talibskich bojowników. Z kolei w dziesiątym numerze magazynu „Dabiq”, publikowanego przez centralę Państwa Islamskiego, można znaleźć materiał, który porównuje lidera ISIS do mułły Omara. Oczywiście z sugestią, że przywództwo nad dżihadystami należy się temu pierwszemu.
Talibowie nie mają innego wyjścia, jak bronić się przed tą sieciową ofensywą. To dlatego mułła Omar odrzucał w swoim niedawnym przemówieniu na zakończenie ramadanu zarzuty o to, że talibowie są przybudówką pakistańskiego wywiadu ISI. Broniąc decyzji o zajęciu miejsca przy negocjacyjnym stole, Omar tłumaczył, że zbrojny dżihad nie jest jedyną drogą do osiągnięcia własnych celów. Powoływał się na proroka Mahometa i jego strategie postępowania względem niewiernych. Talibowie rozumieją doskonale, że jeśli utracą kontrolę nad ludźmi w terenie, to nie tylko przestaną być partnerami do rozmów z rządem w Kabulu (i stroną w ewentualnym podziale władzy), lecz także zostanie zagrożony ich byt jako organizacji.
Dlatego afgańscy bojownicy starają się prowadzić własną medialną ofensywę. Jej elementem jest opublikowana przez „Głos Dżihadu” – oficjalną stronę internetową Islamskiego Emiratu Afganistanu – biografia mułły Omara. Koncentrując się na czasach z inwazji ZSRR na Afganistan, pokazuje ona, jak wspaniałym wojownikiem jest przywódca talibów, którego ulubioną bronią był ręczny granatnik przeciwpancerny RPG-7. „Nieważne, z jak wielką tragedią lub kłopotem ma do czynienia, zawsze pozostaje spokojny i nie traci nerwów. Do jego cech należą godność, szczerość, sympatia, skromność i wzajemny szacunek” – można przeczytać w publikacji.
Jeśli doniesienia o śmierci przywódcy będą się powtarzać, liczba dezercji może się nasilać, a na to talibowie nie mogą sobie pozwolić. Wzmocnienie na terenie Afganistanu Państwa Islamskiego jest też nie na rękę rządowi. Negocjacje z talibami – bez względu na perspektywę zakończenia i jego wynik – dawały szansę na wyciszenie konfliktu, którego bez wsparcia z zewnątrz wojska rządowe mogłyby nie wygrać. Mimo negocjacji talibowie prowadzą bowiem walkę z wojskami rządowymi (otwarte pozostaje pytanie o to, czy są one prowadzone z nakazu dowódców organizacji, czy może są dziełem pojedynczych grup, które oddzieliły się od głównej organizacji). Najcięższe walki trwają w Kandaharze, ale w ciągu ostatnich kilku dni pojawiły się doniesienia o poważnych postępach ofensywy talibów w trzech prowincjach, w tym o poddaniu się jednego stuosobowego oddziału sił afgańskich. Byłby to pierwszy taki przypadek i bardzo zły zwiastun dla sił rządowych.