Rosyjskie Ministerstwo Obrony nie przyznaje się do wysyłania żołnierzy na Ukrainę. Resort przyznał, że Aleksander Aleksandrow i Jewgienij Jerofiejew rzeczywiście odbywali służbę wojskową w rosyjskiej armii. Ale na terenie Ukrainy znaleźli się po odejściu ze służby.

Dwaj Rosjanie zostali wzięci do niewoli 16 maja, w okolicach miejscowości Szczastie, w obwodzie ługańskim. W trakcie przesłuchania przyznali, że są żołnierzami trzeciej gwardyjskiej brygady wojsk specjalnych Federacji Rosyjskiej. Z ujawnionego przez ukraińskie służby nagrania wideo wynika, że mieli oni przybyć na Ukrainę w marcu, a ich oddział liczył 220 osób.

Ukraińcy oskarżają ich o terroryzm. Przez wiele tygodni rosyjskie Ministerstwo Obrony twierdziło, że nic nie wie o takich żołnierzach, a jeśli kiedykolwiek służyli w armii, to dawno.

Według portalu Gazieta.ru, dopiero teraz w odpowiedzi na zapytanie członka kremlowskiej rady ds. praw człowieka Siergieja Krywienki, resor odpowiedział, że rzeczywiście Aleksandrow i Jerofiejew byli żołnierzami. Jednak jak zaznaczono w piśmie, wydarzenia na Ukrainie miały miejsce już po ich zwolnieniu ze służby.

Rosyjskie media niezależne od dawna publikują informacje o udziale rosyjskich wojsk w walkach na Ukrainie. Choć resort obrony zaprzecza, to potwierdzają te doniesienia sami żołnierze. Jedni piszą listy do obrońców praw człowieka, ponieważ nie chcą kolejny raz jechać do Donbasu, a inni uciekają z koszar, aby nie przerzucono ich przez granicę podstępem.

Według organizacji monitorujących sytuację w rosyjskiej armii, w ciągu roku, w walkach na Ukrainie zginęło od 300 do 700 rosyjskich żołnierzy.