Po zakończeniu II wojny światowej ścierały się w Europie Zachodniej dwie postawy: antagonizmy narodowe i rodząca się – wśród elit intelektualnych – europejskość, pojmowana jako działanie na rzecz stopniowego zintegrowania społeczeństw i gospodarek tych krajów w jedną całość. Dla czołowych polityków tamtego okresu (takich jak Robert Schuman, Jean Monnet, Winston Churchill, Konrad Adenauer i inni) była to najlepsza gwarancja pokoju dla rozdartego i zniszczonego konfliktami kontynentu. Druga część Europy, wyzwolona i okupowana przez wojska sowieckie, nie mogła dołączyć ani do planu Marshalla, ani do wolnego świata. Od samego początku integracji kluczowe znaczenie, poza działaniami w sferze politycznej i gospodarczej, przypisywano edukacji i pogłębianiu świadomości europejskiej.

ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
Doświadczenie 70 powojennych lat uczy, że budowanie świadomości europejskiej to długi proces wymagający skoordynowanych działań ze strony całego systemu instytucji unijnych, państw narodowych oraz organizacji pozarządowych. Wszystko wskazuje na to, że tego typu świadomość jest konieczna dla prawidłowego funkcjonowania Unii Europejskiej, w tym szczególnie dla motywowania obywateli państw członkowskich do aktywnego wspierania procesów integracji europejskiej. Integracji, która potrafiła skutecznie zagwarantować najdłuższy w historii okres pokoju i dobrobytu w Europie. Jest to wartość najwyższa, która podobnie jak wolność i demokracja wymaga stałej czujności kolejnych pokoleń. Nie jest to bowiem dane raz na zawsze, co przypomniały za sprawą polityki Kremla ostatnie wydarzenia na Ukrainie i nie tylko. Tymczasem po rozszerzeniu Unii o nowe kraje członkowskie Europy Centralnej zaobserwowano wyraźny spadek zainteresowania instytucji europejskich i państw narodowych działaniami na rzecz budowania świadomości europejskiej oraz nastąpiło silne osłabienie proeuropejskich ruchów społecznych. Najwidoczniej uznano, że cel został osiągnięty i nie ma potrzeby prowadzenia szeroko zakrojonej edukacji europejskiej wśród mieszkańców krajów Unii.
Ubiegłoroczne wybory do Parlamentu Europejskiego ujawniły zmęczenie „europejskością” społeczeństw UE. Jednocześnie kandydaci na eurodeputowanych, poza nielicznymi wyjątkami, myśleli bardziej o wysokości diet poselskich niż o sprawach przyszłości naszego kontynentu. Pomijam destrukcyjne postawy niektórych eurosceptyków, którzy programowo nawołują do likwidacji UE. W demokracji mają bowiem do tego prawo. Chodzi jednak o coś głębszego. Młodsze pokolenia dość powszechnie traktują integrację europejską nie tylko jako coś oczywistego, ale także niemal wyłącznie w kategoriach utylitarnych (dostęp do funduszy unijnych i projektów europejskich, ułatwione poszukiwanie miejsc pracy i lepszego życia, łatwość podróży). Bardzo rzadko kojarzy się Unię Europejską z pokojowym integrowaniem skonfliktowanych narodów (mało kto uświadamia sobie, jak wielkie znaczenie historyczne miało pojednanie Francji z Niemcami oraz trwający proces pojednania Polski i Niemiec).
W prowadzonych przez nas badaniach (wraz z prof. Janem Woronieckim z SAN) obserwujemy, że studenci na zajęciach widzą sens UE prawie wyłącznie w kategoriach ekonomicznych. Rzadko potrafią prawidłowo zidentyfikować polityczne praprzyczyny powstania Unii (w tym słynny projekt W. Sikorskiego konfederacji polsko-czeskiej). Brak aktywnych działań mobilizujących obywateli do dalszej walki o wspólną Europę będzie skutkował erozją zarówno dotychczasowych osiągnięć integracji w ramach Unii Europejskiej, jak i europejskich wartości. Zagrozi to poważnie przyszłości UE, która nie jest zwykłym ugrupowaniem integracyjnym, ale wielkim pokojowym projektem cywilizacyjnym i społeczno-gospodarczym. Nasuwa się wniosek o pilnej potrzebie dalszego krzewienia europejskości przede wszystkim wśród młodych obywateli krajów członkowskich.
Waga tożsamości europejskiej, równolegle i bezkolizyjnie z poczuciem przynależności narodowej, nie była w dostatecznym stopniu doceniana (fundamentalne znaczenie ma zasada „i i”, a nie „albo albo”, czyli można być i Polakiem, i Europejczykiem; jedno nie wyklucza drugiego). Wizja zjednoczonej Europy, wraz z instytucjonalnymi koncepcjami jej głębszej integracji, zeszła na dalszy plan, a jej jedność zaczęła się kruszyć zarówno z powodów wewnętrznej, jak i zewnętrznej natury, w tym z powodów politycznych i gospodarczych (kryzys). Tymczasem walka o europejskość, wymiar społeczny bycia w Unii, staje się ważnym czynnikiem walki o przetrwanie UE, dla dobra nie tylko naszej części Europy, ale całego kontynentu i cywilizacji zachodniej. Tylko w ten sposób można przeciwdziałać groźnym tendencjom odradzającego się na Starym Kontynencie nacjonalizmu. Wielu zwolenników tego ruchu zapomina, że nacjonalizm w jednym kraju budzi automatycznie nacjonalizmy w innych krajach ze wszystkimi przerabianymi już w historii konsekwencjami.
W procesie przekształcania powojennych Niemiec z nazistowskiej dyktatury w jedno z najbardziej demokratycznych państw na świecie pozytywną rolę odegrała pozarządowa organizacja Europa Union (licząca w najlepszym okresie 1,5 mln członków). W walce o europejską Wielką Brytanię znaczącą rolę odegrał brytyjski Federal Trust. Swego czasu dużą pozycję miał Międzynarodowy Ruch Europejski, którego dziesiątki tysięcy członków działało społecznie na rzecz nowego pokojowego wymiaru Europy. W nowych krajach członkowskich tego typu proeuropejskie ruchy społeczne albo w ogóle nie istniały, albo były całkowicie ignorowane i marginalizowane (np. Polski Ruch Europejski). Dobrą minę do złej gry robi w tych organizacjach tylko kilka osób.
Bez upowszechnienia tożsamości europejskiej wśród obywateli UE, notabene przeważnie nieświadomych swego „drugiego obywatelstwa”, coraz trudnej będzie utrzymać jedność w UE, a nawet zachować członkostwo niektórych państw, i zapewnić rozwój UE, nie wyłączając w odleglejszej perspektywie federalizacji lub innej ściślejszej formy integracji politycznej UE. Oczywiście ostrożnie podchodzić należy do wiązania, w sensie przyczynowo-skutkowym, rozwoju tożsamości europejskiej z ewentualną państwowością europejską. O powstaniu, kiedyś, „państwa Europa” czy Stanów Zjednoczonych Europy zadecydować powinni obywatele, a nie elity, i to dopiero na określonym wysokim poziomie świadomości europejskiej. Nie nastąpi to – jak niektórzy sądzili – samorzutnie jako efekt postępów w integracji ani nawet automatycznie po umocnieniu tej świadomości i tożsamości, chociażby ze względu na obawy o nadmierną centralizację i zakres decyzji.
Czy poglądy i kondycja przeciętnych obywateli państw europejskich nadążają za ambicjami i wizją oświeconych liderów europejskich? Czy czujemy się – i czy myślimy tak o sobie – Europejczykami? Bo zwykliśmy być obywatelami państwa, patriotami swego kraju. Tymczasem XXI wiek, jak dotąd, jest świadkiem przeciwnych trendów. Partykularne interesy częstokroć ważą więcej niż wartości. Rosnącym poparciem cieszy się populizm. Ogłoszenie narodzin europejskiej nacji po publikacji manifestu z 15 lutego 2003 r. okazało się przedwczesne. Europejczyków mało obchodzą sprawy europejskie. Innymi słowy, powołana została do życia Europa, ale gdzie są Europejczycy. Chociaż UE jest realna dla elit europejskich, dla obywateli pozostaje daleka. W XXI wieku zaledwie niewielki odsetek ludności, w każdym razie na Starym Kontynencie, gotów jest umierać, narażać życie i zdrowie nawet za własny kraj. Zresztą ani Unia, ani większość jej członków nie wymaga ofiary życia od swych obywateli, a ma trudności nawet z okazaniem przez nich solidarności w ramach UE. Nie ulega wątpliwości, że po prostu nie przywiązywano – ze szkodą dla Unii – należytego znaczenia do krzewienia owej wiedzy i swoistego patriotyzmu europejskiego. Co gorsza, trwa to do dziś, a społeczeństwa – mimo namacalnych korzyści z przynależności ich krajów do UE – pozostają obojętne na jej losy lub krytyczne wobec „brukselskiej biurokracji”. Nie tylko ich obywatele, ale także same państwa unijne (i ich rządy) mają problemy z europejskością. Przez długi okres same państwa członkowskie UE nie były zainteresowane wzmacnianiem owej tożsamości europejskiej swoich obywateli.
Instytucje unijne stają się bardziej europejskie, zaś polityka ulega renacjonalizacji: przesuwa się z powrotem do państw narodowych. Postronni obserwatorzy w osobach Brzezińskiego i Sorosa przestrzegają: „UE – to niedokończone przedsięwzięcie państw europejskich, które poświęciły cząstkę swej suwerenności, aby utworzyć coraz ściślejszą Unię, opartą na wspólnych wartościach i ideałach”. Jedność Europy staje się kluczowa – w obliczu ostatnich wydarzeń oraz prób jej podważenia. W dążeniu do umocnienia tej jedności nie wystarczą starania rządów o spójność polityki europejskiej i optymalne stosunki między partnerami wewnątrz Unii, jeżeli nie zostanie to wsparte przez ich elektoraty. Jeżeli u obywateli UE nie zostanie wyrobiona, obok narodowej, świadomość europejska, czyli bycia Europejczykami i poczucia odpowiedzialności za losy tej części kontynentu. W budowaniu świadomości europejskiej należy powrócić do aktywnego wspierania społecznych organizacji pozarządowych, które powinny docierać do wszystkich grup zawodowych z informacją, ile my, Europejczycy, zyskaliśmy na integracji europejskiej. Na szczeblu państw narodowych i instytucji europejskich należy konsekwentnie dążyć do ujednolicenia programów kształcenia o sprawach europejskich. Projekt „Europa” nie został bowiem jeszcze dokończony.
W dążeniu do umocnienia jedności nie wystarczą starania rządów o spójność polityki europejskiej i optymalne stosunki między partnerami wewnątrz Unii.