Wiemy doskonale, że każdy polityk ma najwięcej możliwości dokonania zmian na początku kadencji. Tym bardziej o istotne zmiany i nowe regulacje jest łatwiej po przełomie politycznym. We wszystkich dziedzinach początki mają poważny wpływ na to, co będzie potem. Nawet każdy z piszących teksty czy książki wie, że ton, jaki nada na początku, zdecyduje w poważnej mierze o dalszym ciągu i o powodzeniu przedsięwzięcia intelektualnego.
Po 1989 r. nie można było dokonać zmian rewolucyjnych, ale można było – co wiemy teraz – wiele spraw podjąć tak, by potem nie ciągnęły się niezałatwione przez następne dwadzieścia pięć lat i pewnie dłużej. Naturalnie, wiemy to lepiej teraz, ale czy na pewno nie można było już wówczas wykorzystać warunków, które stwarzała propozycja odkreślenia grubą linią od przeszłości? Nie mam pretensji do Tadeusza Mazowieckiego, bo rządził krótko i miał bardzo trudną sytuację, nie mam pretensji do nikogo, ale żal mi utraconej na zawsze szansy wykorzystania szczególnej sytuacji rozpoczynania na nowo po przełomie. Piszę to w poczuciu rozgoryczenia sprawą górnictwa. Nic z tego nie rozumiem, ale mam wrażenie, że z niezrozumienia i ze strachu nie wykorzystano tej sytuacji dla korzystnych dla wszystkich zmian w polskim górnictwie – także dla górników – w latach 1989–1991. To się mści i będzie się mściło jeszcze przez długie lata.
Spośród wielu spraw, jakie wówczas na początku można było jeżeli nie rozwiązać, to rozpocząć ich rozwiązywanie, wymienię trzy przykłady z zupełnie różnych dziedzin. Wspomniane górnictwo, stosunki państwo – Kościół oraz sprawy nauki i szkolnictwa wyższego. Takich problemów było więcej, ale niektóre spośród nich raz nierozwiązane potem stają się nierozwiązywalne.
O górnictwie nie mam nic więcej do powiedzenia, natomiast zupełnie nie będąc wrogiem Kościoła, uważam że przyjazna neutralność powinna zostać od początku spisana i uregulowana prawnie. Chodzi o takie sprawy, jak pieniądze Kościoła, udział państwa w inwestycjach kościelnych, udział Kościoła w niedotyczących religii regulacjach prawnych, wreszcie o lekcje religii w szkole, na co zgodził się – pod presją – Mazowiecki. Wszyscy wówczas rozumieliśmy, jakie zasługi miał Kościół dla odzyskania wolności, żył Jan Paweł II, ale mimo to zdrowy układ między Kościołem a państwem spisany w szczegółach nikomu by nie zaszkodził. Kościół dzisiaj, jak polscy górnicy, nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wiele by skorzystał, gdyby od początku sytuacja była jasna.
Trzeci przykład to nauka i szkolnictwo wyższe. Rozumiem, bo byłem czynnym świadkiem ówczesnych przemian, że nie był to dla władz państwa priorytet. Można to wytłumaczyć argumentując, że były ważniejsze sprawy. Nie zgadzam się z tym. Już wtedy każdy, kto chciał wiedzieć, wiedział, że od nauki i szkolnictwa wyższego będzie zależała przyszłość Polski. Wtedy można było raz i na zawsze zasadniczo podnieść nakłady na ten cel i uzdrowić organizację do dziś w stopniu zdumiewającym skomplikowaną i zabagnioną. Jak się wtedy nie zainwestowało, to potem każdy kolejny rząd miał naturalnie za mało pieniędzy w budżecie i dokonywał minimalnych korekt. A teraz stan finansowania polskiej nauki i szkolnictwa wyższego jest tak fatalny, że gdyby publiczne uczelnie i instytuty naukowe mogły zbankrutować, to by powoli bankrutowały. Co się zresztą niebawem zdarzy. Zaś polscy uczeni, zwłaszcza młodzi, dla których na uczelniach nie ma miejsca, i to z wielu powodów, wyjadą masowo za granicę.
Nie ukrywam, że piszę celowo w roku wyborczym. Znowu dwukrotnie będzie szansa na zmianę. Może nie na przełom, ale Bronisław Komorowski będzie prezydentem już drugą i ostatnią kadencję, co powinno mu całkowicie rozwiązać ręce i zachęcić do stanowczych inicjatyw legislacyjnych. Nowy rząd też zyska szansę, jakiej nie ma odważna pani premier Kopacz, bo będzie na kilka lat, a nie na rok.
Zacznijmy zatem spisywać sobie w głowie listę spraw niezałatwionych od 1989 r., tych które można było wtedy podjąć, a okaże się, że w programie politycznym nie trzeba proponować tak wiele nowego. Zamiast budować nowe, uporządkujmy świat spraw niezałatwionych, chociaż będzie to znacznie trudniejsze niż w pierwszych latach po 1989 r.