Wojskowa prokuratura ma już ostateczną fizykochemiczną ekspertyzę w sprawie katastrofy smoleńskiej, która potwierdza, że na pokładzie prezydenckiego TU-15M nie doszło do wybuchu - dowiedziała się "Gazeta Wyborcza".

Opinia Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego przy Komendzie Głównej Policji opiera się na analizie próbek pobranych podczas sekcji zwłok ekshumowanych ofiar oraz z wraku i z terenu w Smoleńsku pobranych na przełomie września i października 2012 r., lipca i sierpnia 2013 r. oraz na przełomie lutego i marca 2013 r.

Biegli stwierdzili, że w przebadanych próbkach nie znaleźli śladów materiałów wybuchowych ani substancji powstających w wyniku ich degradacji - pisze "Gazeta Wyborcza". Analiza liczy w sumie kilkaset stron tekstu i wykresów.

Jest to już druga opinia ekspertów w tej sprawie. W pierwszej, z grudnia 2013 roku, według wojskowych śledczych brakowało między innymi ekspertyzy jednego z ekshumowanych ciał, dlatego prokuratura zwróciła się do Laboratorium z dodatkowymi pytaniami, które jednak miały nie dotyczyć kluczowej sprawy. Także wtedy jednak wojskowi śledczy byli zgodni - żadnego wybuchu nie było.

Inne opinie biegłych

Tydzień temu prokuratura ogłosiła także wyniki badań toksykologicznych pobranych podczas sekcji ofiar katastrofy, a przeprowadzonych przez krakowskich biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych.

Eksperci przebadali próbki pobrane z 21 ciał ofiar: szukali alkoholu etylowego, środków odurzających i hemoglobiny tlenkowęglowej. Nie znaleźli tych substancji, co potwierdza, że wszyscy na pokładzie byli trzeźwi.

Śledczy wykluczyli również "długotrwałe przebywanie w atmosferze zawierającej znaczne stężenia tlenku węgla, które mogłyby doprowadzić do śmiertelnego zatrucia", co jest kolejnym dowodem zaprzeczającym wybuchowi.