Jacek Protasiewicz tłumaczy się z rewelacji "Bilda". Wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego na konferencji w Strasburgu przedstawił dokładną swoją wersję zdarzeń.

Relacjonował, że będąc na lotnisku we Frankfurcie nad Menem, miał dużo bagażu. Potrzebował wózka, więc podbiegł do człowieka z obsługi lotniska, który je zbierał i wziął jeden z nich. Gdy polityk podszedł do kontroli paszportowej, wywiązała się dyskusja z celnikiem. W pewnym momencie - według Protasiewicza - celnik miał powiedzieć "raus". Polityk relacjonował na konferencji, że odpowiedział urzędnikowi, że to słowo źle kojarzy się w jego kraju - z takimi zwrotami jak "heil Hitler" i "hande hoch". Miał zostać wtedy pchnięty przez celnika. W reakcji na to wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego powiedział mu, żeby pojechał do Auschwitz, by "zobaczył jakie są skutki tego,jak ludzie w uniformach używali siły". Polityk miał zostać pchnięty po raz drugi.

Następnie - według Protasiewicza - skuto go kajdankami i zaprowadzono do radiowozu. Tam po wejściu do pojazdu - jak to określił polityk - "dostał solidnego kuksańca". Protasiewicz zapewnia, że "w żadnym momencie nie stawiał fizycznego oporu". W radiowozie - według polityka - doszło do rozmowy z funkcjonariuszami. Tam został zapytany o to, czy zna Jurija Łucenkę. Jego rozmówcy mieli oświadczyć, że wcześniej właśnie pobili tego ukraińskiego opozycjonistę.

Protasiewicz relacjonował, że potem zawieziono go na komendę, gdzie zamknięto go w celi. Tam kazano mu zdjąć spodnie, żeby sprawdzić, czy nie ma broni w bieliźnie. Następnie - jak mówił polityk - do celi przyszedł starszy policjant, który go przeprosił i powiedział, że "nie chcą mieć żadnych problemów". Potem go zwolniono.

Polityk zapytany o to, czy był pod wpływem alkoholu, powiedział, że pił w samolocie czerwone wino do mięsa. Mówił, że wypił dwie buteleczki o pojemności około 150 mililitrów. Protasiewicz za prezentował też nagranie zarejestrowane za pomocą telefonu komórkowego. Polityk zapewnił, że wkrótce zostanie ono oczyszczone z szumów.

Europoseł zawiadomił władze Parlamentu Europejskiego, które już poprosiły niemiecką policję o wyjaśnienia i o nagranie monitoringu z lotniska.

Według "Bildu" Jacek Protasiewicz słaniał się na nogach, był agresywny i zabrał innemu pasażerowi wózek do bagażu. Przy tym miał krzyczeć "Heil Hitler" i pytał wszystkich dookoła czy byli kiedykolwiek w Auschwitz. Według świadka zdarzenia, po angielsku mówił też, że "jest z Unii Europejskiej".