Noc i poranek minęły w Kijowie stosunkowo spokojnie. Czasowy rozejm, ogłoszony wczoraj przez opozycję i prezydenta, jest na ogół przestrzegany.

W centrum, na placu Niepodległości, wciąż zgromadzeni są przeciwnicy władz. Całą noc płonęły opony. Na sąsiednich ulicach słychać od czasu do czasu wybuchy granatów hukowych. Dojazd do placu jest w wielu miejscach blokowany przez siły rządowe. Nie ma jednak doniesień o poważniejszych incydentach.

Na Majdanie pojawili się w nocy liderzy opozycji, którzy wypowiadali się również dla dziennikarzy.

Jurij Łucenko, były szef MSZ i jeden z głównych polityków opozycyjnych mówił nad ranem, że największe nadzieje wiąże z wczorajszym zachowaniem wielu żołnierzy milicji i Berkutu. Łucenko powiedział, że wojska wewnętrzne odmówiły wczoraj kontynuacji ataków, również Berkut nie chciał nacierać na obrońców Majdanu. - To nie tylko dlatego, że rozumieją bezsens walki z własnym narodem, lecz również dlatego, że zobaczyli jak daleko zaszły sprawy. Zatrzymali się. Bez rozkazu. Niezależnie od poleceń z góry przerwali akcję. Wiele oczekuję po takiej postawie - zaznaczył Jurij Łucenko.

Arsenij Jaceniuk, szef frakcji parlamentarnej partii Batkiwszczyna, spodziewa się, że dzisiejszy dzień też będzie spokojny. Przekonuje, że władze planowały wprowadzenie stanu wyjątkowego i nocny szturm, ale po wczorajszym spotkaniu można wyraźnie powiedzieć, że szturmu na Majdan nie będzie.

Ołeh Tiahnybok z partii Swoboda, który również pojawił się nocą na Majdanie, zwrócił uwagę, że zawieszenie broni jest jeszcze bardzo kruche i w wielu miejscach dochodzi do jego łamania. - Była mowa o zawieszeniu broni. Ale przyjechałem tutaj i czegoś nie rozumiem. Podpisali rozejm - a na ulicach słychać wybuchy policyjnych petard - komentuje Tiahnybok.

Na dziś ukraińskie władze zapowiedziały dzień żałoby narodowej po ofiarach zamieszek w Kijowie. Bilans starć protestujących z milicją to 26 zabitych i setki osób rannych.
Sytuacja w kraju jest wciąż bardzo napięta.