Z punktu widzenia Wiktora Janukowycza siłowe rozpędzenie demonstrantów na Majdanie jest spóźnione o dziesięć lat. Obecny prezydent podczas pomarańczowej rewolucji był głównym orędownikiem wysłania czołgów na opozycję. W tym kontekście łatwiej zrozumieć, dlaczego Ukraina pod jego panowaniem zdecydowała się utopić Majdan we krwi.

W listopadzie 2004 r. władze sfałszowały wybory prezydenckie na korzyść ówczesnego premiera Wiktora Janukowycza. Zwolennicy Wiktora Juszczenki nie zamierzali dać za wygraną i zebrali się w centrum Kijowa. Protesty miały pokojowy charakter, a komendy wydawane ze sceny na Majdanie znajdowały posłuch. Mimo to władze zastanawiały się nad opcją siłową.
– W nocy z 28 na 29 listopada stanęliśmy o krok od wojny domowej. Komuś zależało, żeby przelała się krew. Tej nocy w stan gotowości bojowej podniesiono wojska wewnętrzne, tysiąc ich funkcjonariuszy otrzymało broń i amunicję – opowiadał na łamach dziennika „Silśki Wisti” ówczesny szef parlamentu Wołodymyr Łytwyn. Tylko dwie osoby miały wówczas możliwość wydania podobnego rozkazu: odchodzący prezydent Łeonid Kuczma i szef rządu Wiktor Janukowycz.
Ale Kuczma nie chciał odchodzić do historii jako człowiek z krwią na rękach. „New York Times” przytoczył kłótnię Kuczmy z Janukowyczem, do jakiej doszło przy świadkach. Premier zażądał od prezydenta przekazania sobie władzy i wprowadzenia stanu wyjątkowego. – Wiktorze Fedorowyczu, jeśli jest pan gotowy na stan wyjątkowy, proszę wydać rozkaz – miał mu odpowiedzieć Kuczma. – Stoi tu szef MSW Mykoła Biłokoń. Zrobi pan to? – dopytywał szef państwa. Odpowiedziało mu milczenie. – I właśnie pan odpowiedział. Nie ma sensu używać siły – podsumował Kuczma. Janukowycz rzucił długopisem i wyszedł – relacjonował „NYT”.
Ostatecznie jednostki wysłane już z koszar na Majdan wróciły do garnizonów, z dachów domów wokół placu zniknęli snajperzy. Oficjalnie do dziś nie wiadomo, od kogo wyszedł rozkaz ogłoszenia alarmu bojowego, który ostatecznie dotarł do dowódcy wojsk wewnętrznych gen. Serhija Popkowa. Tropy prowadzą do Janukowycza. – Kuczma taką ideę odrzucał od początku – przekonywał Łytwyn w rozmowie dla Radia Era, przytaczanej w książce „Pomaranczewa rewolucija” Stanisława Kulczyckiego.
– W niepewne dni zawsze znajdą się gorące głowy, które za wszelką cenę chcą udowodnić, że nie na darmo pojawiły się na tym świecie. Tym Herostratesom współczesności wszystko jedno, co podpalą: księgę, świątynię czy ojczyznę – mówił Kuczma w orędziu do narodu 26 grudnia 2004 r. Według Kulczyckiego Janukowycz potraktował ugodowość prezydenta jako zdradę. Wysyłając Berkut na manifestantów – we własnym rozumieniu – naprawia błąd własnego obozu sprzed dekady.