Początkowo rosyjskie służby śledcze uznały ich za piratów, a kilka tygodni później - za chuliganów. We wtorek sąd w Petersburgu orzekł, że Dziemiańczuk i jeszcze kilkunastu innych działaczy Greenpeace nie musi czekać na wyniki śledztwa w areszcie. Po wpłaceniu kaucji w wysokości 2 milionów rubli mogą wyjść na wolność.
W trakcie rozprawy Polak zapewniał rosyjski sąd, że jego udział w akcji protestacyjnej na Morzu Barentsa nie był wymierzony w Rosję.
Ponieważ nasz rodak nie ma rosyjskiej wizy, prosto z aresztu został przewieziony do polskiego konsulatu w Petersburgu, gdzie będzie pod opieką polskich dyplomatów. Do kraju wróci zapewne dopiero po zakończeniu śledztwa i ewentualnym procesie.