Wczoraj pierwsze informacje, dziś pełne dane. Szwajcarscy naukowcy z Instytutu Fizyki Promieniowania w Lozannie potwierdzili, że w ciele zmarłego w 2004 roku Jasera Arafata stwierdzono nadzwyczaj wysoki poziom radioaktywnego polonu. Nie orzekli jednak, czy otrucie polonem było bezpośrednią przyczyną śmierci przywódcy Palestyńczyków. Jest to jednak niemal pewne.

Wczoraj do dokumentu naukowców dotarła telewizja Al-Jazeera. Wynika z niego, że w kościach byłego przywódcy Palestyńczyków wykryto dawki radioaktywnego Polonu-210 18-krotnie przekraczające dopuszczalne normy.

Ekspert ds. Bliskiego Wschodu, Patrycja Sasnal z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych uważa, że na śmierci Arafata mogło zależeć każdemu. "Mogli to zrobić Palestyńczycy, bo wielu z nich ostro go krytykowało, ale też Izraelczycy, dla których był bardzo niewygodną osobą. Wreszcie, na jego śmierci zależeć mogło innym graczom na arenie międzynarodowej.

Nie jest tajemnicą, że ówczesny prezydent USA, George Bush, też nie był fanem Arafata, który w ostatnich latach przed śmiercią był postacią niezwykle konfliktogenną" - tłumaczy ekspert.

"Informacja o otruciu Arafata, choć sensacyjna i poruszająca, nie będzie miała znacznego wpływu na sytuację w regionie, ani na izraelsko-palestyński proces pokojowy. Może za to trochę podkopać pozycję Mahmuda Abbasa, przywódcy Palestyńczyków i następcy Arafata" - ocenia Patrycja Sasnal.

Informacja o możliwym otruciu Jasera Arafata polonem pojawiła się już w 2012 roku, kiedy to naukowcy przebadali ubrania i rzeczy osobiste palestyńskiego przywódcy, wykrywając na nich ślady tego pierwiastka.

Arafat był legendarnym przywódcą palestyńskim i laureatem Pokojowej Nagrody Nobla. Zmarł w 2004 roku po krótkiej chorobie.