Chłopaki nie płaczą, trzeba być twardym - tak były szef małopolskiej PO Ireneusz Raś komentuje sytuację po wyborach regionalnych na Dolnym Śląsku. Strona przegrana (zwolennicy Grzegorza Schetyny) zarzuca wygranej (otoczeniu Jacka Protasiewicza) kupczenie stanowiskami w spółkach skarbu państwa w zamian za głosy. Dziś sprawą ma się zająć zarząd krajowy partii.

Ireneusz Raś przypomina, że on sam stracił stanowisko przewodniczącego małopolskiej PO i z tego powodu nie rozpacza. Apeluje do kolegów: "Panowie, nie dajcie się ponieść emocjom. Od lat budujemy superprojekt i nie warto poprzez prywatę i swoje indywidualne potrzeby rozbijać czegoś, co jest naprawdę jest ważne dla Polski i Polaków" - mówi poseł. Przypomina też swoim kolegom, że wybory regionalne zakończyły się. "Budujemy wspólny projekt, a nie tylko jednej czy dwóch osób" - powiedział dziennikarzom Ireneusz Raś. Dodał, że "aktorzy niemiłego przedstawienia" powinni być ukarani.

Zdaniem Rasia, jakiekolwiek nieprawidłowości związane z wyborami powinno się skierować, zgodnie z partyjnym statutem, do sądu koleżeńskiego. Poseł mówi, że sytuacja jest poważna i wymaga zdecydowanych działań. Spodziewa się, że premier zareaguje w sposób zdecydowany.

Zarząd krajowy partii zajmie się między innymi wnioskiem o powtórzenie dolnośląskiego zjazdu. Złożył go jeden ze stronników Grzegorza Schetyny, poseł z tamtego regionu Jakub Szulc.