Wbrew wcześniejszym groźbom islamistów w Egipcie nie doszło dziś do "masowych protestów". Na ulice miast wyszło kilka tysięcy zwolenników obalonego prezydenta Mursiego, jednak to o wiele mniej, niż spodziewali się członkowie Bractwa Muzułmańskiego.

Nieliczne marsze, do których dziś doszło, odbyły się pod hasłem "Piątek z męczennikami". Ich celem było pokazanie sprzeciwu wobec przewrotu dokonanego przez armię. Narodowa Koalicja do Wspierania Prawa, która kilka dni temu wezwała do masowych demonstracji, pisała w swoim oświadczeniu: "nie rezygnujemy z ulicznych prób cofnięcia zamachu stanu". Demonstracje miały być też próbą oszacowania sił popierających Bractwo i sprawdzeniem zaangażowania islamistów w konflikt. Stosunkowo niewielkie manifestacje to prawdopodobnie wynik represji i aresztowań, do których doszło na początku tygodnia.

Do protestów doszło głównie na ulicach Kairu. Jednak informacje o demonstracjach płynęły także z gubernatorstw: Asuan, Suez i Fajum. Według relacji świadków, protestujący skandowali tam hasła "El-Sisi to zdrajca" i "Tu nie chodzi o Bractwo... To wojna przeciwko islamowi". Pojawiały się także głosy: "Media to kłamcy. Spokój nie jest terroryzmem". Według jednego z rządowych dzienników, demonstranci trzymali również w dłoniach zdjęcia odsuniętego od władzy Mohameda Mursiego oraz tych, którzy zostali zabici podczas zeszłotygodniowych starć z policją.

Manifestacje odbyły się także w Gizie. Protestujący skandowali tam "Ministerstwo Spraw Wewnętrznych to bandyci". Do podobnych incydentów doszło w delcie Nilu, w mieście Tanta. Policja użyła tam gazu łzawiącego i aresztowała piętnastu islamistów. Na początku lipca, po wielomilionowych manifestacjach, armia usunęła prezydenta Mohammeda Mursiego. Od tamtego czasu jest on uwięziony w nieznanym miejscu. Jego zwolennicy protestują na ulicach, domagając się uwolnienia Mursiego i przywrócenia go do władzy. Wielokrotnie dochodziło do gwałtownych starć z siłami bezpieczeństwa. Do tej pory mogło zginąć nawet 900 osób.