Aktor Maciej Stuhr w "Newsweeku" bardzo ostro atakuje brukowce i plotkarskie portale, które od miesięcy prześwietlają jego życie prywatne, a zwłaszcza problemy małżeńskie. Czuję się, jakby ktoś wsadził mi rękę do majtek i czegoś tam szukał. Z mojej żony zrobiono prostytutkę. To, co działo się po premierze "Pokłosia", to były niedzielne igraszki - mówi Stuhr.

Od miesięcy tabloidy prześwietlają życie prywatne znanego aktora. Na plotkarskich portalach niemal codziennie można przeczytać o rzekomych relacjach Stuhra z żoną Samantą, domniemanym ojcu jej niedawno narodzonego dziecka czy o nowej partnerce samego Stuhra.

Teraz głos zabrał sam aktor. Zapewnia, że nigdy, pomimo propozycji, nie zapraszał do swojego życia brukowców, nie zgadzał się na tzw. ustawki, ani nie jeździł z tą czy inną redakcją na wakacje na Barbados.

Jednak po premierze „Pokłosia” plotkarskie media same zaczęły obszernie pisać o rodzinie aktora, a raczej, w większości wypadków, po prostu fabrykować fakty. Zdaniem aktora na jego żonie po prostu dokonano "linczu". "Pierwszym, naturalnym odruchem człowieka jest chęć wyjaśnienia: to nie tak, źle piszecie, przestańcie kłamać. Z mojej żony zrobiono publicznie prostytutkę, więc jako honorowy mężczyzna chcę stanąć w jej obronie. Dlaczego tego nie zrobię? Bo powtarzam raz jeszcze: nie będę publicznie spowiadał się ze swojego prywatnego życia!"- tłumaczy "Newsweekowi" Stuhr.

I dodaje: "Najgorsze jest to, że obserwuję u siebie narodziny nienawiści. Ja tych ludzi po prostu nienawidzę. Tych, przez których płacze moja córka. Nie umiem znaleźć żadnego wytłumaczenia dla ich postępowania".

Stuhr wylicza, o kogo dokładnie mu chodzi. "Po pierwsze tych, którzy zrobili z plotek biznes i zarabiają na tym ogromne pieniądze. To wydawcy, właściciele pism oraz portali, którzy jeszcze próbują do tego dorabiać filozofię strażników moralności. Jesteście ludzkimi wszami, a nie strażnikami moralności i trzeba to jasno powiedzieć." - mówi aktor "Newsweekowi". Dalej są między innymi ci, którzy uprawiają nową formę donosicielstwa. "No przecież ktoś w tym szpitalu, gdzie rodziła moja żona, poinformował paparazzich, o której godzinie było cesarskie cięcie. Tak, mamy nowe pokolenie donosicieli. A mnóstwo ludzi siedzi przed komputerami i czerpie ogromną radość z tego, że sobie grzebią w tym naszym życiu" - podkreśla Stuhr.