Ewentualne referendum nie wyciszy protestów w Turcji - uważa Pinar Elman turecka politolog, pracująca na co dzień w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.

Zdaniem ekspertki, która wróciła właśnie ze Stambułu, premier Recep Tayyip Erdogan próbuje rozegrać sprawę protestów tak by odnieść sukces w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych.

Szef tureckiego rządu wydał dziś ostateczne ostrzeżenie dla protestujących okupujących park Gezi niedaleko placu Taksim. Wcześniej wiceszef rządzącej Turcją Partii Sprawiedliwości i Rozwoju Huseyin Celik wspominał o możliwości zorganizowania referendum w sprawie przebudowy placu i parku. To właśnie te plany stały się zarzewiem demonstracji, które ze Stambułu przeniosły się do innych miast kraju.

Pinar Elman zwraca uwagę, że turecka konstytucja nie przewiduje organizowania referendum w takich sprawach jak przyszłość parku. Jej zdaniem trzeba by zmienić konstytucję, albo referendalne pytanie. Turecka politolog podkreśla, że premier Erdogan chce wykorzystać sytuację do politycznej rozgrywki.

"On chciałby sprowadzić ten temat tylko do kwestii referendum, ale to nie rozwiąże sytuacji. Jestem niemal pewna, że jeśli dojdzie do referendum, to nie będzie ono dotyczyć drzew w parku, ale stanie się rodzajem prawyborów przed właściwym głosowaniem zaplanowanym na marzec 2014 roku. Chodzi o to by podzielić kraj jeszcze mocniej na zwolenników i przeciwników premiera" - tłumaczy Pinar Elman.

Ekspertka zwraca uwagę, że telewizja prawie nie mówi o protestach. W Turcji rozwija się więc "dziennikarstwo obywatelskie". Uczestnicy i świadkowie protestów dokumentują je, a potem rozpowszechniają te informacje w serwisach społecznościowych i na blogach. Nieco inaczej zachowuje się prasa drukowana - mówi turecka politolog.

"Kiedy byłam kilka dni temu w Turcji, zdałam sobie sprawę, że ponad połowa gazet pisała o protestach na pierwszych stronach. Ale ponieważ wciąż tak wielu Turków nie wie co się dzieje, zorientowałam się, że mało ludzi te gazety kupuje. Po prostu oglądają to co jest w telewizji. Skserowaliśmy więc te pierwsze strony gazet, porozklejaliśmy na ścianach i napisaliśmy: "Czy wiesz co się dzieje w Turcji? Zapytaj kogoś młodego" - opowiada.

Jak dodaje ekspertka, w protestach uczestniczą głównie młodzi ludzie, ale wspiera ich także wiele starszych osób, które przynosiły na miejsce protestów jedzenie dla okupujących plac Taksim i park Gezi w Stambule.

W ciągu dwóch tygodni protestów, stłumionych kilkakrotnie przez używającą gazu łzawiącego i armatek wodnych policję zginęły dotąd 4 osoby. Kilka tysięcy zostało rannych. Zeszłej nocy do najpoważniejszych starć doszło w Ankarze, gdzie protestowało około 2 tysięcy osób.