Premier Donald Tusk i naczelny tygodnika "NIE" Jerzy Urban w sądzie. Premier zarzuca wydawcy "NIE" naruszenie dóbr osobistych. Chodzi o fikcyjny zapis rozmów premiera podczas meczu piłkarskiego Polska-Ukraina.

Wydawca tłumaczy, że miał to być żart primaaprilisowy, ale Donald Tusk żąda przeprosin w mediach. W sądzie się nie pojawił, obecny był za to Jerzy Urban.

Dziennikarzom oświadczył, że przepraszać nie zamierza, ale czeka na premiera. Wyjaśnił, że chciałby, aby Tusk powiedział, co go tak obraziło. "Martwi mnie, że premiera opuszczają nerwy, bo to źle rokuje krajowi" - powiedział Jerzy Urban.

"Cieszy mnie, że ten dowcip primaaprilisowy był tak trafny. Miliony ludzi uwierzyło, że tak właśnie rozmawia premier ze swoim otoczeniem". Urban tłumaczył też, że publikacja nie mogła się ukazać pierwszego kwietnia, bo tygodnik "NIE" nie wychodzi codziennie.

Pełnomocniczka premiera nie chciała z dziennikarzami rozmawiać.

Przybyli na rozprawę czekali na zmianę sali na większą, bo sąd nie przewidział, że sprawa wzbudzi takie zainteresowanie mediów. Sąd Okręgowy w Warszawie odroczył proces do 14 sierpnia.