Zachód wzywa ONZ do zbadania doniesień o użyciu broni chemicznej w Syrii. Wielka Brytania, Francja i Stany Zjednoczone zaapelowały do Organizacji Narodów Zjednoczonych o wszczęcie śledztwa w tej sprawie.

Rosja, bliski sojusznik Syrii, domaga się tymczasem, by zbadano jedynie oskarżenia wysuwane przez władze w Damaszku pod adresem rebeliantów. Tymczasem syryjska opozycja twierdzi, że to właśnie siły reżimowe użyły broni chemicznej podczas wczorajszego zamachu w prowincji Aleppo. Zginęło tam 26 osób, a kilkadziesiąt zostało rannych.

Dzisiaj o wyjaśnienie okoliczności ataku zaapelowały do społeczności międzynarodowej obie strony konfliktu w Syrii. Kontrolowana przez reżim Baszara al-Asada agencja prasowa SANA informuje, że rząd zwrócił się do sekretarza generalnego ONZ o przysłanie niezależnej i bezstronnej misji technicznej, która zbadałaby okoliczności ataku. Z kolei opozycyjna Koalicja Narodowa wezwała do przeprowadzenia "pełnego międzynarodowego dochodzenia". Powstańcy, podobnie jak rząd, domagają się przysłania delegacji, która odwiedzi miejsce zdarzenia, zbada okoliczności ataku i wyda stosowne oświadczenie.

Prezydent Barack Obama oświadczył podczas wizyty w Izraelu, że Stany Zjednoczone badają doniesienia, jakoby w Syrii została użyta broń chemiczna. Odniósł się sceptycznie do wersji wydarzeń rozpowszechnianej przez reżim Asada, że odpowiedzialne za to miałyby być siły powstańcze. Podczas wieczornej konferencji prasowej z premierem Izraela Beniaminem Netanjahu, Barack Obama potwierdził, że ewentualne użycie broni chemicznej przez syryjskie władze zmieni "zasady gry". Zapewnił jednak, że decyzje będą podejmowane tylko wtedy, gdy rozwiane zostaną wszystkie wątpliwości. "Zamierzamy sprawdzić dokładnie, co tak naprawdę się stało. Wypłynęła informacja, ale musimy być pewni, jaka jest natura tego incydentu, co możemy udekumentować i udowodnić" - powiedział prezydent Obama.