"Wprost" opisuje nękanie Katarzyny Tusk przez Łukasza P., syna jednego z najwybitniejszych światowych kompozytorów muzyki współczesnej. "Prosił o spotkanie, mówił, że ma uważać na swoje życie. Sugerował też, że jeśli się nie odezwie, to on wkrótce zginie. Hurtowo wysyłał SMS-y i e-maile" - czytamy w gazecie. Okazuje się, że mężczyzna nadal dręczy córkę premiera - tym razem ze szpitala.

"Właściwie pojawiło się nagranie na skrzynce głosowej jej telefonu komórkowego. Potem drugie i kolejne, wiele kolejnych nagrań, bo nigdy nie odbierała od niego telefonów. Jego wiadomości za każdym razem brzmiały praktycznie tak samo. Prosił o spotkanie, mówił, ze ma uważać na swoje życie. Sugerował też, że jeśli się nie odezwie, to on wkrótce zginie. Hurtowo dostawała tez od niego SMS-y, potem doszły też e-maile. Łukasz P. zaczął się pojawiać w Sopocie, gdzie mieszkała rodzina Tusków" - czytamy we "Wprost" relację z tego, jak wyglądało nękanie córki premiera.

Katarzyna Tusk w końcu zaczęła korzystać z ochrony osobistej, a następnie złożyła zawiadomienie o możliwości popełnienia stalkingu wobec jej osoby. Prokuratura nie dopatrzyła się jednak znamion tego przestępstwa. Łukasza P. miał bowiem nękać Katarzynę tylko przez dwa dni, w jego wiadomościach nie pojawiały się też wulgaryzmy, groźby czy wyrażenia obsceniczne.

Prokuratura uznała jednak, że zachowanie Łukasza P. można zakwalifikować jako złośliwe niepokojenie. Sprawa trafiła w do sądu, który skierował P. na badania psychiatryczne. Mężczyzna się nie stawił, więc biegły psychiatra odwiedził Łukasza P. na terenie szpitala, w którym przebywał. Ze sporządzonej przez lekarza opinii wynika, że P. jest całkowicie niezdolny do uczestnictwa w sprawie.

Zamyka to wprawdzie sprawę od strony prawnej, jednak - jak donosi "Wprost" - problem pozostał. Łukasz P. nadal dręczy córkę premiera - tym razem ze szpitala.