Do Polski w ostatnich dniach trafiło 36 krów ze słowackiego powiatu Stropkov, w którym w poniedziałek odkryto wąglika - poinformował PAP Główny Lekarz Weterynarii Janusz Związek.

Wcześniej była mowa o trzech krowach ze słowackiego stada, które miały trafić do Polski we wrześniu.

"Po sprawdzeniu w systemie okazało się jednak, że w dwóch ostatnich dniach do ubojni w okolicach Starego Sącza trafiło jeszcze 36 krów ze Słowacji" - powiedział PAP we wtorek wieczorem Główny Lekarz Weterynarii. "Jest tam ponadto ok. 50 krów z Polski i prawdopodobnie w środę wszystkie te zwierzęta zostaną ubite, jeżeli nie otrzymamy stosownych informacji od słowackich służb, które wykluczą pochodzenie tych zwierząt z gospodarstw tzw. kontaktowych oraz obszaru zapowietrzonego" - dodał.

Wcześniej Janusz Związek przekazał PAP, że w oficjalnym piśmie ze Słowacji poinformowano go, że 27 września trzy krowy ze stada trafiły do rzeźni w Małopolsce. "Wysłaliśmy do tej rzeźni służby, by wszystko skontrolować" - podkreślił Związek. Zaznaczył, że te zwierzęta trafiły do Polski wcześniej niż 30 dni przed wykryciem choroby. W przypadku wąglika przyjmuje się 30-dniowy okres kwarantanny, choć okres inkubacji trwa maksymalnie 20 dni.

Janusz Związek mówił PAP, że przed otrzymaniem pisma jego odpowiednik ze Słowacji zapewniał go telefonicznie, że od 9 października, czyli przez 30 dni przed wykryciem choroby, żadne zwierzęta z farmy w miejscowości Staszkovce w powiecie Stropkov nie trafiły do Polski.

Chore na wąglika krowy wykryto w poniedziałek na farmie we wsi Staszkovce w powiecie Stropkov we wschodniej Słowacji niedaleko granicy z Polską. Słowackie radio publiczne informowało, że "trzy krowy ze wspomnianej farmy sprzedano do Polski".

Jak podkreślił Związek, wszystko wskazuje na to, że źródłem choroby były przetrwalniki bakterii wąglika wypłukane przez deszcze ze starego grzebowiska - miejsca, gdzie zakopano kiedyś zwłoki chorych na wąglika zwierząt. W okolicy padały ostatnio ulewne deszcze - zaznaczył Główny Lekarz Weterynarii.

Przypomniał, że przed dwoma laty Słowacy mieli już do czynienia w tej okolicy z wąglikiem u zwierząt. Ustalono wtedy, że źródłem zakażenia było stare grzebowisko, zlokalizowane na zboczu, na którym pasły się krowy - wyjaśnił Związek.

Główny Lekarz Weterynarii zaznaczył, że wąglik jest chorobą występującą miejscowo, powoduje ją bakteria nieinwazyjna, a nie wirus i w związku z tym nie ma groźby rozprzestrzenienia się na większym obszarze. Przebywając na Słowacji należy jednak zachować ostrożność - dodał.

Jak mówił w poniedziałek szef regionalnego urzędu weterynarii w słowackim Svidniku, bakteria zabiła cztery krowy z farmy, trwa akcja szczepienia pozostałych, natomiast nie można mówić o epidemii. W całym regionie obowiązuje jednak zakaz sprzedaży mięsa i mleka z zakażonej hodowli. Farma została zamknięta. Kwarantanna potrwa 30 dni. Słowackie ministerstwo gospodarki zapewniło, że mięso skażonych krów nie znalazło się w sieci handlowej.

Wąglik to choroba, która występuje u bydła, koni, owiec i świń. Ze zwierząt wąglik może przenieść się na człowieka. Zakażenie u człowieka występuje zwykle przez spożycie mięsa padłych zwierząt. Choroba jest często śmiertelna.