Wpływowy "Washington Post", który w wyborach popiera z reguły demokratycznych kandydatów, ale często mocno krytykował Baracka Obamę, poparł ubiegającego się o reelekcję prezydenta w tegorocznych wyborach.

W artykule redakcyjnym w piątek dziennik wyraża opinię, że mimo swoich braków Obama będzie lepszy dla Ameryki w nadchodzących czterech latach niż jego republikański przeciwnik, były gubernator Massachusetts Mitt Romney.

Gazeta wylicza osiągnięcia prezydenta w pierwszej kadencji: zahamowanie dalszego pogłębiania się recesji przez pakiet stymulowania gospodarki, reformę systemu ochrony zdrowia, która ma zapewnić ubezpieczenie medyczne wszystkim obywatelom, zniesienie zakazu służby jawnych gejów w wojsku. Przypomina jego sukcesy na arenie międzynarodowej, m.in. zabicie Osamy bin Ladena, poparcie powstania w Libii i rozpoczęcie rozmów o wolnym handlu z krajami Azji, aby zmniejszyć uzależnienie USA od wymiany ekonomicznej z Chinami.

Dokonania te - argumentuje "Washington Post" - przeważają nad takimi porażkami, jak powiększanie się deficytu budżetowego, fiasko starań na rzecz rozwoju zielonej gospodarki, brak poparcia dla antyreżimowej rebelii w Iranie w 2009 r. i bierność wobec powstania w Syrii.

Dziennik znajduje słowa uznania dla Romneya, ale krytykuje go za jego plan naprawy gospodarki. Zdaniem autorów artykułu wykluczenie z tego planu podwyżki podatków, podyktowane ideologią konserwatywnych Republikanów, musi, wbrew obietnicom kandydata GOP, doprowadzić do dalszego powiększenia deficytu.

"Washington Post" potępia także propozycje radykalnych cięć wydatków rządowych przedstawiane przez Romneya, które - jak pisze - doprowadzą do dalszego powiększenia i tak już rosnących nierówności społecznych w USA.

Gazeta wytyka też republikańskiemu kandydatowi jego nieustanne wolty światopoglądowe.

W prawyborach Romney popierał radykalne koncepcje republikańskiej prawicy, w tym jej twardy kurs wobec nielegalnych imigrantów, i ostro atakował politykę dialogu i multilateralizmu Obamy na arenie międzynarodowej. Obecnie kreuje się na polityka umiarkowanego w sprawach krajowych i zagranicznych, co nie pozwala stwierdzić, czego można oczekiwać od niego jako prezydenta.

"Czy w Białym Domu umiarkowany Mitt? Smutna odpowiedź brzmi, że nie sposób wiedzieć, w co właściwie Romney wierzy" - pisze dziennik.