"Marsz kominiarek" Narodowego Odrodzenie Polski i 4. Wrocławski Marsz Równości Stowarzyszenia Q Alternatywie przeszły w sobotę głównymi ulicami Wrocławia. Policja zatrzymała ok. 50 narodowców, którzy pomimo zakończenia swojego pochodu nie rozeszli się.

Manifestacja NOP trwała zaledwie kilkadziesiąt minut i zakończyła się przed czasem. Natomiast Marsz Równości trwał blisko dwie godziny. W ich trakcie nie doszło do konfrontacji pomiędzy obiema grupami, choć narodowcy wielokrotnie próbowali przedostać się do pochodu równości. Jednak policyjne kordony ustawione na trasie skutecznie odgradzały jednych od drugich.

Pierwsi swoją manifestację rozpoczęli członkowie NOP, którzy z zakrytymi głowami wyrażali swój sprzeciw wobec nowelizacji ustawy o zgromadzeniach podpisanej przez prezydenta Bronisława Komorowskiego. Jeszcze przed rozpoczęciem pochodu rzecznik prasowy NOP Dawid Gaszyński zapewnił PAP, że nie dojdzie do żadnej konfrontacji między uczestnikami obu marszów.

Dodał, że organizując swój marsz w sobotę nie wiedział, że tego samego dnia odbędzie się Marsz Równości. NOP jako pierwszy poinformował wrocławski magistrat o chęci zorganizowania manifestacji i zapowiedział, że weźmie w niej udział ok. 400 narodowców. Ostatecznie w pochodzie wzięło udział ok. 300 osób, jednak po zaledwie kilkudziesięciu minutach został on rozwiązany.

W rozmowie z PAP Gaszyński wyjaśnił, że manifestanci przeszli zaplanowaną trasę, więc marsz należało zakończyć. Pytany przez PAP dlaczego mimo rozwiązania zgromadzenia narodowcy nie rozeszli się, Gaszyński odpowiedział, że od tego momentu ludzie mogą robić co chcą i nie są już manifestantami NOP-u.

W tym samym czasie jak manifestacja NOP na pl. Jana Pawła II rozpoczęła się manifestacja zwolenników m.in. legalizacji związków homoseksualnych. Uczestnicy 4. Wrocławskiego Marszu Równości Stowarzyszenia Q Alternatywie nieśli transparenty z hasłami: "Jesteśmy. Przyzwyczajcie się", "Homo sapiens", "Mój chłopak jest księdzem", krzyczeli także "Każdy inny, wszyscy równi" i "Homofobia, to się leczy".

Uczestnicy marszu, z którymi rozmawiała PAP podkreślali, że manifestują w imieniu wszystkich wykluczonych i tych, którzy są dyskryminowani nie tylko ze względu na swoją orientację seksualną, ale także z powodu wieku, wyznania czy pochodzenia etnicznego. "Wierzymy, że inny świat jest możliwy i to my chcemy go zmieniać" - zaznaczali.

W pochodzie, który przez cały czas poruszał się w kordonie policji, wzięło udział ok. 200 osób. Manifestanci przeszli m.in. ulicami Kazimierza Wielkiego, Świdnicką, Józefa Piłsudskiego, a swój marsz zakończyli na placu Jana Pawła II.

Na maszerujących ulicami uczestników kilkukrotnie czekały na chodnikach grupki narodowców, którzy skandowali "Chłopak, dziewczyna, normalna rodzina" i "Polska cała bez pedała".

Po rozwiązaniu Marszu Równości jego organizatorzy zaapelowali do uczestników o usunięcie emblematów i znaków, które świadczyły o ich udziale w pochodzie oraz o nie wracanie do domów w pojedynkę. Kilkaset metrów dalej w policyjnym kordonie stali narodowcy, którzy jeszcze na koniec próbowali przedostać się do Marszu Równości.

Jak poinformował PAP w sobotę Krzysztof Zaporowski z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu w sumie funkcjonariusze zatrzymali co najmniej ok. 50 narodowców, którzy mimo, że ich marsz został rozwiązany nie rozeszli się i nadal dużą grupą poruszali się po mieście.

"Marsz kominiarek" to akt sprzeciwu wobec nowelizacji ustawy Prawo o zgromadzeniach. Pomysł przygotowania nowelizacji powstał po zeszłorocznych zajściach w stolicy w związku z obchodami Święta Niepodległości 11 listopada. Uchwalona w czerwcu przez Sejm nowela daje m.in. możliwość zakazania organizacji dwóch lub więcej zgromadzeń w tym samym miejscu i czasie, jeśli może to prowadzić do naruszenia porządku.

Przepis zakazujący zakrywania twarzy podczas demonstracji znalazł się w pierwotnym tekście projektu autorstwa prezydenta Bronisława Komorowskiego. Jednak po fali krytyki, w tym w opiniach prawnych, posłowie w trakcie prac legislacyjnych wykreślili go z projektu.