Donald Tusk miał prawo oceniać prezesa Stoczni Gdańsk - uznał we wtorek Sąd Okręgowy w Warszawie i oddalił pozew Andrzeja Jaworskiego, który żądał od obecnego premiera przeprosin oraz wpłaty 15 tys. zł na cel społeczny.

W czerwcu 2007 r. Tusk, jako lider PO, powiedział w TVN24 o "aktywiście PiS, który zostaje z dnia na dzień prezesem stoczni", "doprowadza ją do stanu rozpaczy", a "jedyna decyzja, która została w Gdańsku zauważona, jedyna jaką podjął, to radykalne podwyższenie swojego wynagrodzenia i ludzi, którzy zostali tam nominowani przez partię rządzącą".

W reakcji Jaworski pozwał Tuska o ochronę dóbr osobistych. Między stronami nie doszło do ugody. Na pierwszej rozprawie w listopadzie 2007 r. sąd odsłuchał taśmę z wywiadem Tuska.

We wtorek przesłuchano zaś świadka pozwanego - obecnego ministra skarbu Aleksandra Grada, który w 2007 r. jako szef sejmowej komisji skarbu informował Tuska o "niepokojącej sytuacji finansowej" stoczni, o podwyżkach dla jej szefów oraz o tym, że ABW miała badać kontrakt stoczni na kontenerowiec. Grad zeznał, że w 2006 r. stocznia przyniosła 72 mln zł strat. Dodał, że nie zna wyników za I półrocze 2007 r., ale wie już, że cały 2007 r. przyniósł stoczni "znaczące straty".

Po tym sąd oddalił wnioski stron o przesłuchanie powoda i pozwanego i uznał sprawę za wyjaśnioną.

"Pozwany podał nieprawdę" - mówił w sądzie mec. Stefan Jaworski, pełnomocnik nieobecnego Jaworskiego (zbieżność nazwisk przypadkowa - PAP). Adwokat podkreślał, że prezes nie doprowadza stoczni do "rozpaczy", bo w I połowie 2007 r. wypracowała ona 10 mln zł zysku.

Pełnomocnik nieobecnego Tuska (pozwany nie ma obowiązku stawienia się w sądzie), mec. Elżbieta Kosińska-Kozak, wnosiła o oddalenie pozwu. "Każde słowo było prawdziwe, bądź co najmniej uzasadnione obiektywnymi okolicznościami" - mówiła. Dodała, że prezes stoczni o tak historycznym znaczeniu musi się liczyć z publiczną oceną.

W wyroku sąd uznał, że pozwany przedstawił tylko własną opinię, do czego miał prawo i podstawy, m.in. po informacjach od Grada. W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Elżbieta Ziołkowska podkreśliła, że sposób zarządzania stocznią może podlegać ocenie, a Tusk nie oceniał konkretnych decyzji. Dodała, że "stan rozpaczy", o którym mówił Tusk, jeszcze nie nastąpił i że tak się dopiero może stać.

"Uzasadnionym interesem społecznym jest, gdy opozycja krytykuje to co się dzieje, gdyż mobilizuje to rządzących do prawidłowego działania" - oświadczyła sędzia Ziołkowska. Dodała, że przedstawiciele opozycji często przesadzają, a do takich ich wypowiedzi odbiorcy podchodzą z rezerwą, jako zawierających elementy walki politycznej, nie mogą one zatem obniżać prestiżu osób, do których się odnoszą.

Sąd nie nakazał Jaworskiemu zwrotu kosztów sprawy pozwanemu - co dzieje się zazwyczaj przy oddaleniu pozwu. Sędzia uznała bowiem, że jest to zasadne wobec "zmiany ról politycznych" stron procesu.

Wyrok jest nieprawomocny. Mec. Kosińska-Kozak nie kryła satysfakcji z orzeczenia. Mec. Jaworski zapowiedział apelację.

W oddzielnym procesie Jaworski pozwał też PO za jej spot reklamowy z 2007 r., zestawiający zarobki m.in Jaworskiego (31 tys. zł) z zarobkami lekarza po 13 latach pracy (1840 zł) i nauczycielki z 28-letnim stażem (1618 zł). Spoty emitowały TVN24 i Polsat; TVP wstrzymała je do czasu ekspertyz prawnych. Latem 2007 r. Sąd Okręgowy w Warszawie w ramach tzw. zabezpieczenia powództwa zakazał ich emisji. Jaworski żąda przeprosin za opublikowanie jego wizerunku bez zgody i wpłaty 50 tys. zł na cel dobroczynny.

Jaworski - prezes stoczni od marca 2006 r. - bezskutecznie ubiegał się o mandat z listy PiS w wyborach w 2007 r.