Statystycznie prawie nie ma przypadków, w których zamach taki jak w Wiedniu byłby przygotowywany lub przeprowadzony przez etnicznych Niemców czy Francuzów. Dlatego uważam, że Polska prowadzi bardzo rozsądną politykę wobec migrantów – mówi były szef niemieckiego Urzędu Ochrony Konstytucji Hans-Georg Maassen.
Co o współczesnym terroryzmie w Europie mówią niedawne zamachy w Wiedniu i Paryżu?
Jeśli chodzi o Wiedeń, to był to ten rodzaj zamachu, z jakim od pewnego czasu się liczyliśmy. I wciąż się liczymy. Terrorysta odpowiadał pewnemu określonemu profilowi. Nazywamy go w niemieckim Urzędzie Ochrony Konstytucji 4M – mężczyzna, muzułmanin, migracyjne pochodzenie i marnie radzący sobie w szkole czy w życiu zawodowym. Osoby takie są podatne na radykalizację i przy odpowiednim zmanipulowaniu mogą być przekonane do dokonania zamachu. Napastnik z Wiednia odpowiadał tym parametrom.
Skoro zawczasu można ustalić profil sprawcy, to dlaczego służby nie zapobiegły zamachowi? Czy ten profil nie jest czasem wadliwy albo zbyt ogólny?
To trudne pytanie. Pewne zamachy można udaremnić, innych nie. W sytuacji, kiedy mamy do czynienia z samotnym sprawcą, jest to bardzo trudne. To nie to samo co np. komando terrorystów z Syrii czy Iraku, o którego przemieszczaniu się mamy sygnały od wywiadu elektronicznego. Możemy wiedzieć o istnieniu samotnego, niebezpiecznego islamisty, możemy mieć jego dossier, ale nie jesteśmy w stanie przeniknąć do jego głowy i odczytać myśli. W związku z tym nie wiemy, co i kiedy dokładnie zamierza. Oczywiście, można robić więcej, ale potrzebna byłaby zgoda prawodawcy i poszerzenie kompetencji tajnych służb i większe uprawnienia w dziedzinie inwigilacji. Jest to jednak ingerencja w prawa obywatelskie i politycy oczywiście tego nie chcą. Myślę, że jest to też odpowiedź na pana drugie pytanie.
Model osobowościowy 4M nie jest wadliwy, ale służby działają w określonych ramach prawnych, których nie mogą przekraczać. Nie mogą prewencyjnie zamknąć kogoś, kto jest niebezpieczny, ale nie popełnił żadnego czynu zakazanego.
Jak dochodzi do radykalizacji?
Ludzie, o których mówimy, szukają zazwyczaj grupy rówieśniczej, która da im poczucie własnej wartości i sensu. Szukają uznania. Środowiska islamistyczne doskonale o tym wiedzą i wykorzystują, żeby przyciągać do siebie rozchwiane jednostki. Manipulują nimi i przekonują do popełnienia zamachu. Może to się dziać w nieoficjalnie działających meczetach, grupach modlitewnych, ale też w internecie.
W pierwszych komentarzach po zamachu mówiło się, że był on kompletnym zaskoczeniem dla austriackich tajnych służb. Miały one wychodzić z założenia, że skoro Państwo Islamskie w Syrii i Iraku zostało pokonane, to groźba ataku terrorystycznego jest niewielka. Czy austriacki kontrwywiad BVT stracił czujność?
Nie sądzę. Zamach mógł być zaskoczeniem dla polityków, ale nie dla służb. Ja w każdym razie nie byłem zaskoczony, że doszło właśnie do takiego zamachu. Nie znałem tej osoby ani aktualnej sytuacji w Wiedniu, ale w Europie należy się liczyć w każdej chwili z porównywalnym atakiem. Z jednej strony spadło zagrożenie ze strony Państwa Islamskiego i takiego ataku jak na redakcję „Charlie Hebdo” czy klub Bataclan. Z drugiej jednak, wzrosło zagrożenie ze strony samotnie działających młodych mężczyzn z muzułmańskich rodzin, którzy na stałe mieszkają w miastach Europy Zachodniej. Mieliśmy z tym do czynienia w Niemczech – w Wuerzburgu, w Ansbach. Nietypowym szczegółem w przypadku Wiednia było użycie przez sprawcę broni automatycznej. Zazwyczaj takie osoby posługują się ogólnodostępnymi narzędziami – nożem, maczetą, siekierą. Choć nabycie kałasznikowa nie stanowi specjalnego problemu, jeśli ma się kontakty w przestępczym półświatku.
Czy uważa pan, że politycy lekceważą zagrożenie, jakim jest islamski terroryzm?
W pewnym sensie. Politycy działają w logice kadencji, wyborów i ustosunkowywania się do bieżących problemów. W ostatnich paru latach nie mieliśmy tak spektakularnych zamachów, jak np. w 2016 r. na jarmark bożonarodzeniowy w Berlinie. W związku z tym nie jest to – z punktu widzenia polityki – problem, który należy rozwiązać. Jednocześnie ludzie związani ze służbami doskonale wiedzą, że islamiści wciąż są wyjątkowo aktywni.
Jak ocenia pan ryzyko takiego ataku terrorystycznego w Polsce?
Takie ryzyko oczywiście istnieje. Jednak jeśli porówna się Polskę z Francją, Niemcami, czy innymi krajami Europy Zachodniej, to niebezpieczeństwo jest o wiele mniejsze. W Polsce nie istnieje imigranckie środowisko, z którego rekrutują się terroryści. Nie ma też dużej liczby młodych mężczyzn z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej starających się o azyl.
Czy to nie jest zbyt daleko idąca generalizacja?
Statystycznie prawie nie ma przypadków, w których podobny zamach jak w Wiedniu byłby przygotowywany lub przeprowadzony przez etnicznych Niemców czy Francuzów. Dlatego uważam, że Polska prowadzi bardzo rozsądną politykę wobec migrantów z tamtego regionu. Pański kraj znalazł właściwe rozwiązanie tego problemu politycznego.
Jak ograniczenia związane z koronawirusem wpływają na pracę służb?
Utrudniają ją. Służby też muszą stosować się do ograniczeń. Część pracowników musi pracować z domu. Naszych wrogów to nie interesuje. Nie obchodzi ich kodeks karny ani tym bardziej ustawodawstwo pandemiczne.