Wczoraj Unia Europejska ponownie znalazła się w budżetowym kryzysie. Polska i Węgry zablokowały porozumienie w sprawie pieniędzy. Warszawa nie wyklucza jednak poszukiwania porozumienia.
Ambasadorowie krajów członkowskich wczoraj w Brukseli przegłosowali rozporządzenie wiążące europejskie pieniądze z praworządnością. W odpowiedzi Polska i Węgry zablokowały decyzje w sprawie budżetu UE oraz funduszu odbudowy. Warszawa i Budapeszt nie miały możliwości powiedzieć „nie” powiązaniu wypłat z europejskich pieniędzy z rządami prawa, bo rozporządzenie było głosowane większością kwalifikowaną. Ale jednomyślności wymagały już dwie inne decyzje: w sprawie samego budżetu oraz podniesienia pułapu zasobów własnych UE. Bez tego drugiego kroku nie będzie możliwe zaciągnięcie przez Komisję Europejską długu, z którego finansowany będzie fundusz mający pomóc krajom w walce z gospodarczymi skutkami koronawirusa. Tu sprzeciw Warszawy i Budapesztu wystarczył, by zablokować plany Wspólnoty.
Taki wynik nie był w Brukseli zaskoczeniem i europejscy dyplomaci ogłosili kryzys budżetowy, zanim doszło do głosowań. Warszawa i Budapeszt realizują w ten sposób swoje zapowiedzi z ostatnich dni dotyczące zablokowania rozmów o budżecie. Premierzy obu państw wysłali w zeszłym tygodniu listy w tej sprawie do Brukseli.
Wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński podkreśla, że weto nie jest celem samym w sobie, a kompromis nadal nie jest wykluczony, ale pod warunkiem że rozwieje wątpliwości Polski. – Naszym podstawowym zarzutem jest brak precyzji – mówi. Jak wymienia, problematyczny jest zapisany w rozporządzeniu tzw. mechanizm prewencyjny, który ma pozwolić KE reagować na zagrożenia dla rządów prawa w przyszłości. – Jeżeli KE będzie stwierdzać, że może występować jakieś teoretyczne ryzyko w przyszłości, to w zasadzie każdą sytuację da się pod to podciągnąć – zaznacza Jabłoński. Zgodnie z tym rozporządzeniem Komisja Europejska może karać państwo, blokując mu środki w oparciu o opinie dowolnych organów. We wczorajszym programie radiowym „Poranek Siódma 9” wiceminister wskazywał też, że w projekcie rozporządzenia znajduje się zapis o tym, że Komisja Europejska mogłaby pozbawiać kraje członkowskie pieniędzy na podstawie wszystkich dostępnych informacji, przy czym nie jest wskazane źródło tych informacji. Według niego Bruksela mogłaby więc posługiwać się opiniami dowolnych organów, takich jak np. stowarzyszenia sędziowskie. Zapisy te pojawiły się w tekście rozporządzenia w czasie negocjacji z Parlamentem Europejskim. W ocenie Jabłońskiego nie są one zgodne z traktatami, ale także z konkluzjami lipcowego szczytu, na które zgodził się premier Mateusz Morawiecki.
Branym pod uwagę wyjściem z kryzysu są polityczne klauzule odpowiadające na wątpliwości Polski i Węgier, które mogą zostać zapisane w konkluzjach z europejskiego szczytu. Nieoficjalnie potwierdzają to europejscy oficjele. Nie wyklucza też tego Paweł Jabłoński. Jak mówi, Unia Europejska potrafi być kreatywna w swoich rozwiązaniach. Prawna ścieżka powoli się kończy, bo do uchwalenia rozporządzenia pozostał jeden krok finałowy, jakim będzie głosowanie w Parlamencie Europejskim. Jakiekolwiek zmiany w rozporządzeniu oznaczałyby ponowne uruchomienie procedury legislacyjnej.
Dróg wyjścia z kryzysu szukają teraz sprawujące prezydencję Niemcy. Wczoraj europejski dyplomata poinformował, że trwają już zakulisowe rozmowy nad znalezieniem rozwiązania. O sprzeciwie Polski i Węgier ma rozmawiać niemiecka kanclerz z kierującą Komisją Europejską Ursulą von der Leyen oraz szefem Rady Europejskiej Charlesem Michelem. Niewykluczone, że temat ten z premierami Mateuszem Morawieckim i Viktorem Orbanem poruszą pozostali szefowie państw i rządów na wideo szczycie w czwartek.
Nie było to pierwsze weto w sprawie zasobów własnych UE, ta decyzja została wczoraj zablokowana po raz drugi. Niemcy próbowały uzyskać zgodę ambasadorów 18 września, ale siedem krajów się temu sprzeciwiło. Wśród blokujących wówczas były nie tylko Polska i Węgry, które nie chcą wiązania eurofunduszy z praworządnością, ale także kraje uzależniające swoją zgodę na budżet od wprowadzenia takiego mechanizmu. Chodziło m.in. o czwórkę państw określanych oszczędnymi, której przewodzi Holandia. Wczoraj grono krajów wstrzymujących całą procedurę stopniało do dwóch.
Europejscy dyplomaci nie mają wątpliwości, że obecny kryzys opóźni wypłatę europieniędzy. Najbliższy, czwartkowy szczyt odbędzie się online, co utrudnia poszukiwanie kompromisu. Niewykluczone również, że spotkanie przywódców w grudniu, także z powodu pandemii, odbędzie się zdalnie. Możliwe więc, że porozumienie zostanie osiągnięte dopiero w przyszłym roku, kiedy prezydencję od Niemiec przejmie Portugalia.
To nie pierwszy kryzys w negocjacjach nad budżetem na lata 2021-2027. Lipcowy szczyt bił rekordy czasowe, bo na pakiet finansowy o łącznej sumie 1,8 bln euro nie chcieli się zgodzić „oszczędni”. Obecna perspektywa budżetowa była z kolei blokowana przez Wielką Brytanię, która domagała się cięć w wydatkach. W obu przypadkach kończyło się na kompromisie i ustąpieniu zbuntowanym krajom.
Weto w sprawach wymagających jednomyślności jest wykorzystywane jako narzędzie negocjacyjne. I to nie zawsze w kwestiach ze sobą powiązanych. Cypr latem blokował nałożenie sankcji na Białoruś, bo domagał się takiego samego kroku wobec prowadzącej nielegalne odwierty na Morzu Śródziemnym Turcji. Nikozja nie do końca dostała to, co chciała, ale zgodziła się na sankcje wobec Białorusi, bo w konkluzjach ze szczytu europejscy przywódcy zaznaczyli gotowość na taki krok. Odpowiednio sformułowane konkluzje uratowały też w 2016 r. zawarcie umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą po tym, gdy w referendum nie zgodzili się na to Holendrzy. Hagę przekonały zapisy mówiące m.in. o tym, że porozumienie z Ukrainą nie otwiera drogi akcesyjnej dla tego kraju.
Sprzeciw Warszawy i Budapesztu wystarczył, by zablokować plany Wspólnoty