„Próbowało przeniknąć nawet 1000. Na szczęście dla nas, a dla nich niestety, znakomicie działa Państwowy Komitet Graniczny, który ich bardzo profesjonalnie odsiewa. I bezpośredniej obecności instruktorów nie odczuwamy. To są jednostkowe wypadki” – oznajmił minister.
Według niego radykalnie nastawieni protestujący przeważnie „uczą sami siebie w kanałach Telegramu i na czatach”, a potem „próbują podejmować działania” wobec przedstawicieli struktur siłowych czy „sygnalizacji świetlnej”. Karajeu nawiązał w ten sposób do twierdzeń Alaksandra Łukaszenki, że demonstranci przecięli przewody do sygnalizacji świetlnej w kilku miejscach Mińska.
„Na szczęście są to domorośli bandyci(…), których nie powiem, że łatwo i 100-procentowo, ale generalnie znajdujemy i neutralizujemy” – oświadczył Karajeu.
Nazwał przy tym takie osoby „początkującymi terrorystami”.
Karajeu oświadczył też, że organy ochrony prawa mogą używać ostrej amunicji w razie dywersji, aktu terrorystycznego czy napaści na pracowników milicji. Człowiek, który się tego dopuszcza, „powinien zostać powstrzymany wszelkimi dostępnymi sposobami – od siły fizycznej po ostrą amunicję” – zaznaczył.
Według niego białoruscy funkcjonariusze byli dotąd gotowi tylko do humanitaryzmu. „To zakrawa na kiepski żart. Teraz sytuacja się zmieniła – trwa wojna. Trwa jawne i zuchwałe działanie, podsycane bezkarnością i brakiem strachu. A my się jeszcze wahamy” – oświadczył.
Dodał, że uważa za swoje zadanie przekazać każdemu milicjantowi, że jego życie, przyszłość jego dzieci i szczęście żony zależy od tego, „jak szybko i zdecydowanie wyciągnie broń, dochodząc do wniosku, że już go zabijają”.
Zagroził też ostrzejszymi wyrokami osobom, które były wcześniej skazane i zostały amnestionowane, ale „nie zrozumiały łaski i miłosierdzia państwa”.
Na Białorusi od 9 sierpnia trwają protesty przeciwko sfałszowaniu wyników wyborów prezydenckich.