Władze w Lusace ogłosiły, że z powodu pandemii nie są w stanie spłacać długów. Problemy kraju są jednak starsze niż COVID-19.
Dzisiaj rząd Zambii chce przedstawić wierzycielom propozycję odłożenia w czasie spłaty kolejnej transzy zadłużenia. Chodzi o 120 mln dol., których zwrot Zambia chciałaby opóźnić do kwietnia przyszłego roku. Jeśli na plan zgodzą się dwie trzecie wierzycieli, finanse afrykańskiego państwa przynajmniej na chwilę będą uratowane. W przeciwnym wypadku kraj zostanie uznany za bankruta.
Jako oficjalną przyczynę problemów z obsługą zadłużenia rząd podał „spadające dochody oraz niespodziewane wydatki związane z pandemią”. Źródła zambijskich kłopotów sięgają jednak znacznie głębiej. Kiedy na początku maja tygodnik „The Economist” opublikował ranking stanu finansów wschodzących gospodarek, Zambia znalazła się na 64. miejscu, trzecim od końca, wyprzedzając jedynie znajdujące się na skraju upadku Liban i Wenezuelę. „Zambia jest doskonałym przykładem, jak nie rządzić krajem”, napisał wówczas tygodnik.
Na koniec ub.r. według agencji Fitch Ratings zadłużenie Zambii wynosiło 88 proc. PKB, z czego niemal dwie trzecie przypada na zagranicę. Obsługa długu pochłania prawie połowę budżetu kraju. Znacząco przyczyniło się do tego osłabienie kursu kwachy, lokalnej waluty. O ile pod koniec 2018 r. za jednego dolara można było kupić 9 kwach, o tyle teraz jest to ok. 20.
Pieniędzy brakuje m.in. z powodu wahań ceny podstawowego towaru eksportowego kraju, czyli miedzi. Zambia jest drugim na świecie producentem metalu. Stanowi on trzy czwarte eksportu kraju.
Deficyt budżetu Zambii w ub.r. wyniósł ok. 9 proc. PKB. W tym może być podobny, choć rząd stara się ograniczyć wydatki.
Kilkanaście lat temu Zambia była beneficjentem programu redukcji długu prowadzonego pod auspicjami Banku Światowego. Na początku ubiegłej dekady coraz głośniej zaczęto bowiem mówić, że jedyną szansą na wyrwanie biednych krajów z pułapki zadłużenia (gdy koszty obsługi długu są tak duże, że nie pozwalają na finansowanie inwestycji przyczyniających się do rozwoju gospodarczego) jest po prostu darowanie części długów. Fanami tej inicjatywy byli m.in. ówczesny prezydent USA George Bush, a także piosenkarz Bono. W przypadku Zambii zadłużenie zmalało ze 104 proc. PKB w 2004 r. do 25 proc. rok później.
W połączeniu z szybkim rozwojem gospodarczym (kraj w ub. dekadzie rozwijał się w średnim tempie 7 proc.) sprawiło to, że kiedy Zambia kilka lat temu wróciła na rynki finansowe, to była w stanie zadłużać się taniej niż będąca wówczas w finansowych tarapatach Hiszpania. Rząd w Lusace pożyczki uzasadniał inwestycjami infrastrukturalnymi, jak remont linii kolejowej, którą przewożona jest miedź, poprawa stanu dróg czy starzejącej się sieci elektroenergetycznej. Inwestycje nie składały się w spójny program i nie dały oczekiwanego impulsu gospodarce.
Część pieniędzy pochodziła z Chin. Warunkiem była realizacja inwestycji przez wykonawcę z Państwa Środka. Rząd zaprzecza jednak, jakoby niemożność spłaty zadłużenia wobec Pekinu skutkowała przekazaniem w jego ręce realizowanych za te pieniądze projektów.
Niektóre wydatki trudno uznać za prorozwojowe. Przykład: wart prawie 70 mln dol. odrzutowiec Gulfstream, którym lata prezydent Edgar Lungu. Zambijskie lotnictwo odebrało samolot na początku ub.r.
Pandemia nie ułatwiła sytuacji. W kraju wykryto niecałe 14 tys. infekcji, zmarło ponad 300 osób, ale nie ma pewności, na ile te statystyki oddają stan faktyczny. Testy na obecność koronawirusa wykonuje się w sześciu laboratoriach. Władze nie zdecydowały się na wprowadzenie lockdownu, ale uchwaliły pakiet stymulacyjny o wartości niemal 0,5 mld dol.
Eksperci obawiają się, że bankructwo Zambii uruchomi na Czarnym Lądzie efekt domina, bo państw w trudnej sytuacji fiskalnej jest tam znacznie więcej. Żeby uniknąć fali ich bankructw, grupa 20 największych gospodarek świata uruchomiła specjalną inicjatywę, której celem jest zapewnienie dodatkowej gotówki w wysokości 12 mld dol. dla 76 najmniej rozwiniętych państw w tym roku i kolejnych 14 mld dol. w przyszłym.