Nowe wybory prezydenckie, parlamentarne i lokalne na Białorusi mogą się odbyć po przyjęciu nowej konstytucji - oznajmił prezydent tego kraju Alaksandr Łukaszenka, cytowany w poniedziałek przez agencję RIA Nowosti.
PAP/EPA / TATYANA ZENKOVICH

Wcześniej tego dnia Łukaszenka zadeklarował, że jest gotów podzielić się kompetencjami szefa państwa, "jednak nie pod presją i nie poprzez ulicę (protesty uliczne - PAP)".

Przypomniał, że trwa praca nad wariantami zmian w konstytucji.

Od rana trwają strajki w telewizji państwowej i w zakładach w Salihorsku

O strajku w białoruskiej telewizji państwowej poinformowały w poniedziałek rano niezależne media. Portal TUT.by podał, że strajkuje też zakład Bielaruskalij w Salihorsku.

Z kolei prezydent Alaksandr Łukaszenka przyleciał na rozmowy do zakładów ciągników kołowych w Mińsku (MZKT). W telewizji państwowej emitowany jest obecnie materiał archiwalny. Rano na antenie pokazano puste studio. Media informują, że pracownicy fabryki traktorów w Mińsku zmierzają do MZKT, by wesprzeć pracowników tego zakładu.

Robotnicy zakładów traktorowych (MTZ) przeszli w poniedziałek zorganizowanym marszem do zakładów produkcji ciągników kołowych (MZKT), a następnie do mińskich zakładów samochodowych (MAZ). W MTZ trwa strajk w związku ze sfałszowanymi wyborami prezydenckimi na Białorusi.

Informacje z innych zakładów w Mińsku na razie nie są potwierdzone.

„Będziemy strajkować do skutku” - powiedział PAP Siarhiej Dyleuski, wytypowany przez robotników zakładów produkcji traktorów MTZ na swojego przedstawiciela. Strajk poparł, jak powiedzieli robotnicy, dyrektor zakładów MTZ.

Kilkusetosobowa kolumna robotników zakładów traktorowych przemaszerowała najpierw do siedziby MZKT. Tam odbył się mityng, na który przybyła m.in. współpracowniczka Swiatłany Cichanouskiej Maryja Kalesnikawa. Przekazała ona na razie niepotwierdzoną informację o tym, że MKZT dołącza do strajku. Ponadto zaproponowała, by wszystkie zakłady wytypowały swoich przedstawicieli do negocjacji na temat pokojowego uregulowania sytuacji w kraju.

PAP/EPA / TATYANA ZENKOVICH

Postulaty robotników to dymisja Alaksandra Łukaszenki, ponowne przeliczenie głosów w wyborach prezydenckich i zorganizowanie nowych, uczciwych, a także zaprzestanie stosowania przemocy wobec uczestników pokojowych protestów.

„Mamy już dosyć, jest już tak źle, że gorzej już nie będzie. Niech on już odejdzie” – powiedziała Tonia z zakładów elektrotechnicznych im. Kozłowa w Mińsku. Grupa robotników z tych zakładów przyszła do MZKT razem z pracownikami MTZ.

Jak powiedziała, większość robotników ma już postulaty „moralne”, a nie ekonomiczne, chociaż zdają sobie sprawę z konieczności zmian gospodarczych.

„Zdajemy sobie sprawę, że to będzie ciężkie, że potrzebne są reformy, które będą bolesne. A teraz co – zasuwamy za kopiejki, ja zarabiam 750 rubli brutto (1150 zł). Na rękę dostaję 15 proc. mniej” – powiedziała. Jej mąż – w tym samym zakładzie – zarabia ok. 1200 rubli.

Zebrani na wiecu ludzie najpierw czekali, aż dołączą do nich robotnicy z MZKT, jednak po pewnym czasie ruszyli w kierunku zakładów MAZ. Nie wiadomo na razie, jaka sytuacja jest w MZKT.

Wcześniej do MZKT przyleciał śmigłowcem Łukaszenka. Wewnątrz zakładów spotkał się z robotnikami. Na nagraniu z tego spotkania słychać, że zebrani na placu ludzie krzyczą „Odejdź!”.

Ludzie zebrani przed bramą MZKT widzieli tylko odlatujący śmigłowiec z prezydentem na pokładzie. Pożegnali go głośnymi gwizdami i nienormatywną leksyką.

Rano media niezależne poinformowały o strajku w Biełteleradiokompanii – telewizji państwowej (BT). Na miejscu zdarzenia PAP ustaliła, że strajkują tylko operatorzy.

„Dziennikarze nie są gotowi do strajku. Jestem jedną z kilku osób, które zdecydowały się zaprotestować” – powiedziała PAP Julia, dziennikarka Agencji Nowości Telewizyjnych (ATN).

Pojawiła się nieoficjalna informacja o tym, że strajk zamierzają rozpocząć pracownicy innych telewizji państwowych – ONT i STW. Obecnie przed budynkiem tych telewizji zebrało się już kilkaset osób.

Media niezależne, m.in. portal TUT.by, poinformowały rano, że rozpoczął się strajk w zakładach Biełaruskalij w Salihorsku.

Co zrobi Rosja?

Rosyjskiej pomocy wojskowej dla Białorusi, o jakiej mówił niedawno prezydent Alaksandr Łukaszenka nie należy oczekiwać; umowy łączące oba państwa nie dają podstaw do takiej pomocy - ocenia w poniedziałek rosyjski dziennik "Wiedomosti".

Gazeta odwołuje się do pkt. 4 umowy o Organizacji Traktatu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ODKB), który głosi, że "+jeśli jedno z państw uczestników stanie się obiektem agresji (napaści zbrojnej zagrażającej bezpieczeństwu, stabilności, integralności terytorialnej i suwerenności)+, to będzie to ocenione jako agresja wobec wszystkich i jej ofierze okazana zostanie pomoc".

Zdaniem "Wiedomosti", "niczego podobnego na Białorusi nie ma i nie będzie, nawet jeśli tłum protestujących zajmie przemocą budynki rządowe".

Również umowa o Państwie Związkowym Białorusi i Rosji "nie daje żadnych podstaw prawnych do tego, by rosyjski OMON, czy ktoś jeszcze przypędził na pomoc białoruskiemu" - ocenia komentator.

Według "Wiedomosti" jedynym przypadkiem, gdy Rosja wysłała swoje siły zbrojne w rejon zamieszek było skierowanie kompanii sił desantowych, która ochraniała konsulat Rosji w Oszu w Kirgistanie podczas starć w 2010 roku.

"Na razie trudno jest oceniać realną rosyjską politykę wobec wydarzeń na Białorusi. Nie jest znana żadna konkretna pomoc, którą Moskwa okazałaby Łukaszence. Można jedynie przypuszczać, że umowa o bezpieczeństwie zbiorowym wspomniana została (w komunikacie Kremla - PAP) tylko po to, aby i Łukaszenka i jego oponenci jasno zrozumieli, co właściwie Moskwa uważa za wartość dodaną w relacjach dwustronnych" - podsumowują "Wiedomosti".

Niezależna "Nowaja Gazieta" komentuje w poniedziałek niedawny tweet Margarity Simonjan, szefowej prorządowej telewizji RT, która uznała, że "nastał czas, by porządek w Mińsku zaprowadzili +uprzejmi ludzie+", co jest aluzją do rosyjskiej operacji aneksji Krymu. Zdaniem "Nowej Gaziety" hasło rzucone przez Simonjan nie jest "insiderską" informacją, a tylko "inercją propagandy". Niemniej - zauważa gazeta - "inercja może być skrajnie niebezpieczna, bowiem wszyscy wiedzą, iż zawieszona strzelba wystrzeli".

Dla Kremla "idealnym scenariuszem" byłoby, aby Łukaszenka zachował pewną władzę, ale "w nowym statusie, gdy jego machina państwowa całkowicie kontrolowana byłaby z metropolii" - wskazuje "Nowaja Gazieta".

Jak ocenia, "kluczowym pytaniem w scenariuszu ingerencji pozostaje to, czy Łukaszenka jest gotowy przyjąć status +prezydenta Osetii Południowej+ i czy zdoła przekonać zainteresowanych przedstawicieli strony rosyjskiej, że wpływ na Białoruś należy utrzymywać właśnie przez poparcie dla niego".

"Według stanu na połowę sierpnia nie ma obiektywnych przyczyn wojskowych i politycznych do tego, by na scenie pojawili się +uprzejmi ludzie+. Jednak im dłużej trwa agonia reżimu niezmiennego prezydenta Białorusi (...), tym ryzyko jest większe" - ocenia "Nowaja Gazieta".