Niemiecki minister spraw zagranicznych Heiko Maas mówił w poniedziałek o konieczności dyskusji nad sankcjami wobec Białorusi po niedzielnych wyborach i przemocy ze strony władz, która po nich nastąpiła. Rząd RFN potępił przebieg wyborów i użycie siły przeciwko demonstrantom.

"Chcę przypomnieć, że Unia Europejska zniosła sankcje wobec Białorusi, ponieważ ten kraj zrobił kroki we właściwym kierunku" - oświadczył Mass, przypominając, że chodzi m.in. o uwolnienie więźniów politycznych.

"Musimy teraz niewątpliwie dyskutować w gronie UE, by ustalić, czy jest to nadal aktualne w świetle (wydarzeń) ostatnich kilku tygodni i dni" - oznajmił szef niemieckiej dyplomacji podczas konferencji prasowej w Berlinie, po spotkaniu ze swoją południowokoreańską odpowiedniczką Kang Kiung Wha.

Większość europejskich sankcji wobec Białorusi została zniesiona w 2016 r. - przypomina agencja AFP. Zaznacza jednak, że kraj ten nadal objęty jest embargiem na sprzedaż broni i sprzętu, który może być użyty do represji. Obowiązują również skierowane przeciwko czterem osobom sankcje personalne - nie mogą one wjeżdżać na terytorium UE, a ich aktywa zostały tam zamrożone.

"Mamy poważne wątpliwości dotyczące przebiegu i demokratycznego charakteru tego głosowania" - powiedział wcześniej w poniedziałek o wyborach na Białorusi rzecznik niemieckiego rządu Steffen Seibert. Dodał, że nie spełniały one "minimalnych kryteriów demokratycznych".

Rząd niemiecki potępił także użycie siły przeciwko pokojowym demonstrantom w Mińsku i innych białoruskich miastach oraz zatrzymania dziennikarzy.

Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego David McAllister w wywiadzie dla dziennika "Die Welt" również opowiedział się za "możliwymi sankcjami, skierowanymi wobec prezydenta Alaksandra Łukaszenki i jego najbliższego otoczenia".

Premier Polski Mateusz Morawiecki zaapelował w poniedziałek rano do szefowej KE i szefa RE o zwołanie nadzwyczajnego szczytu Rady Europejskiej w sprawie Białorusi. Inicjatywę tę poparł prezydent Litwy Gitanas Nauseda.

Polski minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz nie wykluczył, że efektem działań władz białoruskich po wyborach może być reakcja UE w postaci przywrócenia sankcji. Zastrzegł, że wszystko będzie teraz zależeć od reakcji władz w Mińsku, ale w wypadku dalszej eskalacji konfliktu sankcje będą jedną z rozważanych opcji.

Według oficjalnych wstępnych wyników w niedzielnych wyborach prezydenckich na Białorusi zwyciężył sprawujący ten urząd od 26 lat Łukaszenka zdobywając 80,23 proc. głosów. Jego główna rywalka Swiatłana Cichanouska otrzymała 10,09 proc.

Niezależni obserwatorzy twierdzą, że w czasie wyborów dochodziło do licznych nieprawidłowości, a frekwencja w lokalach wyborczych była zawyżana. Żadnych nieprawidłowości w przebiegu wyborów nie zaobserwowali obserwatorzy poradzieckiej Wspólnoty Niepodległych Państw.

Wieczorem w niedzielę na ulicach Mińska i innych miast doszło do protestów, które zostały stłumione przez siły bezpieczeństwa. Według centrum obrony praw człowieka Wiasna w wyniku tych starć zginęła co najmniej jedna osoba, a trzy zostały poważnie ranne. MSW Białorusi zdementowało informację o śmierci jednego z uczestników protestów. W poniedziałek podało, że w noc po wyborach zatrzymano w całym kraju około 3 tys. osób za udział w zgromadzeniach masowych odbywających się bez zezwolenia; w tym około 1000 w Mińsku i ponad 2 tys. w innych miastach.