Andrzej Duda otworzy swoją drugą kadencję wizytą w Watykanie i we Włoszech
– Pracujemy normalnie. To będzie płynne przejście pomiędzy kadencjami – zapowiada szef gabinetu prezydenta Krzysztof Szczerski. Andrzej Duda zostanie zaprzysiężony na prezydenta 6 sierpnia w Sejmie. Potem będzie czas na rozruch w polityce zagranicznej, która w ostatnich miesiącach – poza wizytą w Waszyngtonie tuż przed wyborami – pozostawała na marginesie działań głowy państwa. Powodem była nie tylko kampania, ale i pandemia, która zmusiła Pałac Prezydencki do zweryfikowania planów zagranicznych.
Celem pierwszej wizyty Dudy w drugiej kadencji mają być Watykan i Włochy. Dojdzie do niej w drugiej połowie września. – Włochy były najbardziej dotknięte pandemią. To będzie wizyta symboliczna – mówi Szczerski. Rzym staje się też ważną stolicą pod względem wychodzenia Europy z koronakryzysu. – Wokół tego, jak będą sobie radziły kraje Południa, rozegra się przyszłość UE – dodaje minister. Powodów do wizyty na Półwyspie Apenińskim jest więcej. Duda planował odwiedzić Watykan w maju w związku z 100. rocznicą urodzin Jana Pawła II, ale podróż została odwołana. W maju minęło także 50 lat od śmierci gen. Władysława Andersa. W planie wrześniowej podróży może się więc także znaleźć wizyta na polskim cmentarzu wojennym na Monte Cassino, gdzie jest pochowany słynny dowódca.
W październiku Duda ma być gospodarzem planowanego wcześniej na czerwiec szczytu Inicjatywy Trójmorza. – Delegacja amerykańska będzie na pewno, ale na prezydenta Donalda Trumpa nie ma co liczyć, bo to będzie szczyt kampanii wyborczej – podkreśla prezydencki minister. Trump w 2017 r. brał udział w drugim szczycie inicjatywy, która jednoczy 12 krajów UE leżących między Adriatykiem, Bałtykiem a Morzem Czarnym. Prezydent Stanów Zjednoczonych od początku był zainteresowany Trójmorzem jako inicjatywą stanowiącą przeciwwagę dla Unii. Stawiał przy tym przede wszystkim na porozumienia gazowe i integrację energetyczną regionu. Jak odnotowywał wtedy „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, Trump wypromował inicjatywę, której wówczas nie zauważano lub traktowano z nieufnością.
Chociaż lokator w Pałacu Prezydenckim się nie zmienia i Andrzej Duda może kontynuować dotychczasową politykę zagraniczną, utrzymanie jej kursu będzie zależało od wyniku listopadowych wyborów w Stanach Zjednoczonych. I nie chodzi tylko o Trójmorze, którego Duda był inicjatorem wspólnie z byłą prezydent Chorwacji Kolindą Grabar-Kitarović. Kierunek amerykański w naszej polityce zagranicznej tradycyjnie należy do prezydenta. Jak podkreśla polityk Platformy Obywatelskiej, były minister obrony Tomasz Siemoniak, prezydent mocno postawił na relacje z Donaldem Trumpem w obszarze bezpieczeństwa, chociaż główne decyzje dotyczące amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce zapadły za czasów prezydenta Baracka Obamy.
Tymczasem sondaże dzisiaj dają większe szanse na zwycięstwo kandydatowi Demokratów Joe Bidenowi. W ocenie Siemoniaka obecna polska dyplomacja może nie być gotowa na taką zmianę. – Z tego, co słyszę, polska dyplomacja i ambasada w Waszyngtonie nie potrafiła odbudować relacji z otoczeniem byłego wiceprezydenta – zauważa polityk PO.
Witold Waszczykowski, były minister spraw zagranicznych, a obecnie europoseł PiS, jest jednak zdania, że zmiana w Białym Domu nie będzie oznaczać korekty polityki Stanów Zjednoczonych w obszarze bezpieczeństwa. – Mamy wspólne interesy w regionie. Proszę spojrzeć na ostatnie 30 lat. Współpracowaliśmy jednakowo zarówno z administracją republikanów, jak i demokratów – podkreśla.
Zauważa przy tym, że nie jest nieważne, kto rządzi w Waszyngtonie. – Z Barackiem Obamą przez pierwsze lata mieliśmy problemy, bo on nie podzielał naszego spojrzenia na bezpieczeństwo. To był pierwszy prezydent, który odszedł od postrzegania świata jako rywalizacji Wschód–Zachód. Z Rosją próbował resetu, ale zreflektował się po ataku na Ukrainę – przypomina były szef dyplomacji. Ale i Donald Trump miał – jak przyznaje Waszczykowski – chwilę słabości, próbując się porozumieć z Władimirem Putinem w Helsinkach. – Biden być może też będzie próbował nowego otwarcia z Rosją, ale każdy poprzedni prezydent, który o to zabiegał, po jakimś czasie dochodził do tych samych wniosków – podkreśla polityk PiS. – Relacje Andrzeja Dudy z Bidenem na pewno nie będą tak kordialne jak z Trumpem, ale nasze interesy są zbieżne – dodaje.
Tomasz Siemoniak krytykuje wizytę Dudy w Białym Domu tuż przed I turą wyborów. Jak mówi, ten „wyborczy obrazek” odnotowali także demokraci. – Zawsze dbaliśmy o to, by mieć kontakty z obiema stronami sceny politycznej, zakładając, że może nastąpić zmiana. Chodzi o dobre relacje ze Stanami Zjednoczonymi, a nie tylko z tym, kto obecnie rządzi. Tymczasem prezydent Duda i PiS postawili na bardzo mocne kontakty już nawet nie z republikanami, ale z prezydentem Trumpem i jego otoczeniem. Gdyby Joe Biden został prezydentem, ta nierównowaga w relacjach będzie miała swoją cenę – przekonuje polityk PO.
– Żadnemu dotychczasowemu prezydentowi w Polsce nie przyszłoby nawet do głowy, by trzy dni przed wyborami szukać takiego obrazka wyborczego z prezydentem USA. Tu prezydent Duda przekroczył pewną granicę, co zostało zauważone w Waszyngtonie także po drugiej stronie – dodaje Siemoniak. W jego ocenie demokraci także kwestie praworządności i pozycji Polski w Unii Europejskiej będą traktowali zupełnie inaczej, niż obecna ekipa w Białym Domu.