Znany muzyk startuje w wyborach prezydenckich, zbiera prawie jedną czwartą głosów i zakłada partię, która w wyborach parlamentarnych zostaje trzecią siłą polityczną w kraju. Radykalna lewica postulująca zerwanie konkordatu i usunięcie ze szkół nauczania religii dostaje się do parlamentu. Prawicowe ruchy społeczne chcą zaostrzenia ustawy aborcyjnej, a rządząca centroprawica unika podjęcia tematu jak ognia.
Elity i zwykli ludzie kłócą się o ocenę wydarzeń z II wojny światowej i okresu komunizmu. Czy to kolejne podsumowanie sytuacji polityczno-społecznej w Polsce? Nie, tak w skrócie wygląda krajobraz po wyborach we współtworzącej Inicjatywę Trójmorza Chorwacji.
Gdy Kolinda Grabar-Kitarović w strugach deszczu wręczała piłkarskim wicemistrzom świata medal, wydawało się, że jej reelekcja jest pewna. Jednak dobra passa popularnej w Chorwacji i ubóstwianej na świecie polityk nagle się skończyła. Problemem prezydent stała się jej macierzysta partia, Chorwacka Wspólnota Demokratyczna (HDZ), którą ludzie przestali kojarzyć ze wzrostem gospodarczym, a zaczęli z korupcją i nepotyzmem. To i kilka dodatkowych wpadek kampanijnych wystarczyło, by w styczniu poniosła klęskę w wyborach. Zdawało się, że wraz z prezydent zatonie też HDZ konsekwentnie tracąca w sondażach poparcie na rzecz konkurencyjnej socjaldemokracji (SDP). Przed premierem Andrejem Plenkoviciem stało zadanie godne uprzątnięcia stajni Augiasza. Po kilku latach kursu ku politycznemu centrum jego partia stała się amalgamatem frakcji połączonych partykularnymi interesami, a program eklektycznym zbiorem nieprzystających do siebie postulatów. Kryzys pogłębiało pojawienie się na scenie politycznej Ruchu Ojczyźnianego Miroslava Škoro. Ten „chorwacki Kukiz”, znany muzyk i winiarz, w wyborach prezydenckich zajął trzecie miejsce, a potem zebrał wokół siebie zwolenników marginalizowanej w HDZ narodowo-konserwatywnej prawicy. Wyrazista ideowość, werwa i wigor, jakimi emanowała nowa partia, dobitnie podkreślały, jaką wydmuszką stała się partia Plenkovicia.
Jednak pod koniec lutego w Chorwację uderzyła epidemia COVID-19 i odwróciła dotychczasowe trendy. Szybka i zdecydowana reakcja władz zdusiła pierwszą falę zakażeń, co przełożyło się na wzrost notowań HDZ. Wykorzystał to Plenković, inicjując w maju procedurę skrócenia kadencji i przyśpieszenia wyborów parlamentarnych zaplanowanych na wczesną jesień tego roku.
Do dnia głosowania nie było pewne, czy manewr był udany i wygra HDZ czy socjaldemokraci, bo społeczny entuzjazm wobec rządowej walki z epidemią zaczął się wyczerpywać. Sondaże mówiły tylko o „relatywnych zwycięzcach”, którzy zmuszeni będą klecić koalicję z mniejszymi ugrupowaniami. Jednak ryzyko podjęte przez chorwackiego premiera opłaciło się, HDZ nie tylko wygrał, ale zdobył 66 mandatów w liczącym 151 miejsc parlamencie, co ułatwi mu skonstruowanie rządu z mniejszościami narodowymi i pojedynczymi posłami małych partii centrolewicowych.
Tak jak rządowi pomogła reakcja na epidemię, tak socjaldemokratom zaszkodził stosunek do skutków marcowego trzęsienia ziemi, które uderzyło w Zagrzeb. Gdy Plenković parł do skrócenia kadencji, opozycja poparła go, co było wbrew woli mieszkańców Zagrzebia. Oczekiwali oni od socjaldemokratów, że ci zablokują skrócenie kadencji do czasu uchwalenia ustaw o pomocy dla stolicy dotkniętej skutkami marcowego trzęsienia ziemi. Rzadko kiedy opozycji udaje się wykazać taką znieczulicą wobec swoich kluczowych wyborców, jak to się stało w przypadku SDP. Stołeczny elektorat uznał to za przedkładanie interesu partii nad problemy mieszkańców stolicy i przeniósł głosy na Koalicję Možemo złożoną z radykalnej lewicy, ruchów miejskich i zielonych. W rezultacie centrolewica skupiona wokół socjaldemokratów zamiast wybory wygrać, przegrała je z kretesem, zdobywając zaledwie 41 mandatów. Oznaczało to koniec marzeń o sformowaniu rządu.
Lekcja chorwacka pokazuje, jak może wyglądać rozpad systemu zarządzanego przez duopol partii. Zwycięzcami tegorocznych wyborów są również ugrupowania antysystemowe. W Chorwacji oznacza to hasła antykorupcyjne i antybiurokratyczne, ale na prawicy jest to też ideowy konserwatyzm, nieufność wobec UE i mniejszości narodowych, a na lewicy zaciekły antyklerykalizm, kolektywizm, a nierzadko hasła anty amerykańskie i antyzachodnie. Począwszy od 2015 r. antysystemowcy rozbijają tradycyjny duopol HDZ i SDP, wokół których gromadziły się mniejsze partie satelickie. Weteranem jest prawicowy Most założony w 2012 r., który mimo wielu zakrętów po drodze i kuszenia powabami władzy zdołał zrobić wyłom w duo polu, a także przeforsować swoje niektóre postulaty, np. obniżkę podatków czy zwiększenie kwoty wolnej od podatku.
Wyrośli na trzecią siłę parlamentu „chorwaccy kukizowcy” prezentują agendę przesiąkniętą konserwatyzmem, tradycjonalizmem i niechęcią do biurokracji i fiskalizmu. Most, czwarte ugrupowanie nowego parlamentu, nie stracił nic ze swojej anty systemowości. Gwiazda jego listy wyborczej – prawicowy publicysta Nino Raspudić – w czasie wieczoru wyborczego oskarżył sondażownie o to, że prowadziły „inżynierię sondażową” w służbie duopolu. Dzięki błędom centrolewicy chwiejący się system polityczny podgryzać będą też liberalni działacze antykorupcyjni zrzeszeni w sformowanej ad hoc koalicji i radykalni lewicowcy z Možemo.
Pomimo dryfu HDZ ku centrum partia Plenkovicia wciąż przyciąga zdyscyplinowany, starszy wiekiem elektorat prawicowy niechętny zarówno rewolucyjnej modernizacji, jak i daleko idącemu konserwatyzmowi. Współgra to z ugruntowanym modelem chorwackiej religijności – ważnej dla tożsamości, nie nadmiernie gorącej – umożliwiającym harmonijne relacje HDZ i Kościoła katolickiego. HDZ broni zagwarantowanego w konkordacie status quo, a hierarchowie kościelni nie naciskają na władze w niewygodnej dla nich kwestii zaostrzenia prawa aborcyjnego, które dopuszcza aborcję na życzenie do dziesiątego tygodnia ciąży. Jednak długoletnie rządy HDZ (22 z 29 lat istnienia niepodległej Chorwacji) i kolejne zwroty ku centrum sprawiły, że odeszli od niej nie tylko tradycyjni zwolennicy prawego skrzydła, zmarginalizowanego po marcowych wyborach władz partii, lecz także wielu młodych wyborców prawicy, którzy zasilili elektorat prawicy antysystemowej. Są to często ludzie bardziej konserwatywni niż starsze pokolenie i z większą ochotą angażujący się w inicjatywy pro-life takie jak gromadzący nawet ponad 10 tys. ludzi „Marsz za życiem” promujący ochronę życia od momentu poczęcia. Są oni również bardziej nieufni wobec UE, tak z powodu forsowanych przez Brukselę rozwiązań gospodarczych czy innowacji obyczajowych, jak i ze względu na poparcie EPP dla HDZ uważanej za symbol chorego systemu polityczno-społecznego Chorwacji.
Z drugiej strony pustkę ideową SDP i zaplątanie w walkach frakcyjnych wykorzystują lewicowi radykałowie tacy jak Katarina Peović z Frontu Robotniczego, części koalicji Možemo. Chce ona zerwania konkordatu, „bo podpisany został w sposób niedemokratyczny”, a Chorwacja „płaci Kościołowi katolickiemu najwięcej na świecie”. Radykalna lewica śni też m.in. o opodatkowaniu „zbyt wysokich” oszczędności na kontach bankowych i opowiada się za „równoprawnym traktowaniem mniejszości seksualnych”.
Na chorwackiej scenie widać zatem pewne uniwersalne tendencje dla Europy Środkowej, tak różne od przemian politycznych w Europie Zachodniej. Antysystemowcy otwierają nowe pola sporu, co pogłębia podziały społeczeństwa chorwackiego, w którym, jak mówią miejscowi, gdzie dwóch Chorwatów, tam trzy zdania. Tradycyjną osią polaryzacji są spory o ocenę przeszłości – od II wojny światowej po rozpad Jugosławii, a ich symbolem „trumny” ustaszy i titowskiego partyzanta wyciągane z szaf przy okazji rocznic historycznych. Niebawem temperaturę dyskusji będą podnosić głównie kłótnie o ograniczenie fiskalizmu i biurokracji oraz kwestie kulturowe. Prawica weźmie na sztandary zmiany prawa w kierunku konserwatywnym czy obronę roli Kościoła w społeczeństwie, a lewicowi radykałowie będą żądać zerwania konkordatu. W zakres tych sporów wejdzie też chorwacka polityka zagraniczna. Prawa strona będzie atakowała HDZ za uległość wobec Brukseli, współpracę z mniejszością serbską i zbyt słabą obronę interesów kurczącej się społeczności chorwackiej w Bośni i Hercegowinie. Dla lewicowców i liberałów każde asertywne zachowanie rządu w tych kwestiach będzie budzeniem duchów „wielkiej Chorwacji”.
Lekcja chorwacka pokazuje, jak może wyglądać rozpad systemu zarządzanego przez duopol partii