Zamknięcie granic poważnie utrudnia powrót do domu tym, którzy są poza UE. W ich repatriacji mają pomóc europejskie linie lotnicze.
Zamknięcie zewnętrznych granic UE na 30 dni zarekomendowała krajom członkowskim Komisja Europejska. W praktyce ma to oznaczać zakaz wjazdu dla osób z krajów trzecich, chyba że mają rodzinę w UE lub są ekspertami mogącymi pomóc w walce z epidemią koronawirusa.
Propozycja wzbudziła wątpliwości, bo obostrzenia mogą jeszcze bardziej skomplikować sytuację Europejczyków pozostających poza UE, którzy chcą wrócić do domu. Już wcześniej niektóre kraje ograniczyły możliwość podróżowania do Europy. Na zamknięcie granic lub zakaz wyjazdu do UE, która stała się globalnym epicentrum koronawirusa, zdecydowały się do tej pory Stany Zjednoczone, Maroko, Serbia, Kenia, Libia, Tanzania, Tunezja, Dżibuti, Ghana i Haiti.
Decyzja o zamknięciu granic zewnętrznych UE jeszcze bardziej ograniczy słabnący ruch lotniczy nad Europą. Teraz ogromna większość lotów to rejsy powrotne do kraju zamieszkania.
Jednym z rozwiązań może być unijny mechanizm ochrony ludności, z którego skorzystała Austria po zamknięciu granic przez Maroko. W związku ze sporą grupą Austriaków przebywających w tym kraju Wiedeń zwrócił się o wsparcie do Brukseli, która poza pośrednictwem w rozmowach z marokańskimi władzami dołożyła się finansowo do zorganizowania przelotu dla 290 osób. W poniedziałek wieczorem samolot austriackiego przewoźnika Austrian Airlines wyruszył do Marakeszu, by wczoraj rano wylądować z powrotem w Wiedniu z osobami chętnymi do powrotu na pokładzie (wśród nich byli również obywatele innych krajów UE). Austriacki minister spraw zagranicznych Alexander Schallenger zapowiedział organizowanie kolejnych tego typu lotów.
Austria i inne kraje Europy poszły nieco inną drogą niż Polska. Choć nie wpuszczają na swoje terytorium obywateli innych krajów, to jednocześnie nie zakazały odgórnie lotów międzynarodowych. W efekcie, choć większość z nich jest odwołanych, to pasażerom nieco łatwiej jest wrócić kraju. W przypadku Polaków problem mają zwłaszcza ci, którzy polecieli rejsowymi połączeniami na tereny dalsze niż np. Gruzja czy Daleki Wschód. Akcję ściągania tych podróżnych organizuje LOT wspólnie z rządem. W ciągu dwóch dni udało się ściągnąć 4 tys. pasażerów, ale chęć powrotu zgłosiło kilkadziesiąt tysięcy.
Chociaż inicjatywa zamknięcia zewnętrznych granic UE wyszła z Brukseli, to przyjęła ona formę rekomendacji, którą kraje członkowskie będą musiały wdrożyć same (formalna decyzja miała zapaść podczas telekonferencji przywódców krajów członkowskich wczoraj wieczorem). Różnica jest taka, że za przeprowadzenie całej operacji na granicach lądowych odpowiadać będą państwa graniczące z krajami trzecimi, w tym Polska. – Z naszego punktu widzenia to nie ma znaczenia, bo nasze granice i tak są zamknięte – zauważa wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński.
Problemy pojawiają się na granicach wewnętrznych Unii. Widać to także w Polsce, która kontrole na granicy i zakaz wjazdu dla cudzoziemców wprowadziła w nocy z soboty na niedzielę. Na poszczególnych przejściach tworzą się gigantyczne kolejki samochodów. Największe na granicy z Niemcami. Według informacji Straży Granicznej na przejściach w Jędrzychowicach i w Świecku na wjazd do Polski trzeba było czekać 10 godz., a na granicy z Czechami w Cieszynie 8 godz. Przy takim natłoku często nie udaje się zachować wszystkich procedur.
W poniedziałek minister infrastruktury Andrzej Adamczyk nie wykluczał, że kolej zorganizuje przejazdy pociągiem po oczekujących w długich kolejkach na granicy z Niemcami. Do momentu zamknięcia tego numeru DGP nie było jednak konkretów.
Pojawia się też problem z tranzytem dla osób wracających do swoich krajów. W poniedziałek obywatele Litwy blokowali jeden pas na przejściu w Świecku, bo nie wiedzieli, czy będą przepuszczeni do swojego kraju. Policja zdecydowała się zorganizować eskortowany przejazd 20 aut z Litwinami, Łotyszami i Estończykami przez terytorium Polski. Utrzymanie możliwości tranzytu dla wszystkich obywateli UE zaleca stolicom Komisja Europejska.